Jako zapalony rowerzysta objechałem już sporą część swojej okolicy – powiatu gnieźnieńskiego. Praktycznie większość ciepłych, wakacyjnych wieczorów roku 2014 spędziłem na siodełku swojego Krossa. Zawsze pociągały mnie boczne uliczki, zapomniane wsie i polne drogi, gdzie znaleźć można jeszcze ostatnie enklawy, ledwo tknięte ręką człowieka albo miejsca, gdzie czas się zatrzymał. Przestrzenie te, często dziś zapomniane, były niegdyś świadkami obecności ludzi przeszłości, bardziej otwartych na przyrodę i nietrzymających się tak kurczowo miejskiego zgiełku jak my dziś. Wykazując odrobinę inicjatywy, albo po prostu zdając się na działanie przypadku, można czasem poczuć się jak odkrywca, zwiedzając stare pałace, zapomniane parki, podziwiając leśne pomniki. I właśnie o takim monumencie oraz o jego adresacie chciałbym napisać.