Saga jest dla mnie istnym mistrzostwem, majstersztykiem gatunku. Powinien po nią sięgnąć czytelnik, który nie zrazi się faktem, że autor nie odpowiada czytelnikowi wprost, ale nakazuje jej szukać między wierszami. Który pojmie zmagania głównego bohatera z samym sobą. Który zrozumie, że fraza „Wiedźmin” to nie jedynie walka z potworami w strumieniach krwi, ale też tłumione uczucia, których być nie powinno, miłość, która jest gotowa na wszelkie poświęcenia oraz wybór między mniejszym a większym złem.
„Chrzest Ognia” autorstwa mistrza Andrzeja Sapkowskiego to trzeci tom Sagi o Wiedźminie, opowiadający o podróży Białego Wilka w poszukiwaniu popielatowłosej Ciri, Dziecka Niespodzianki, która jest jego Przeznaczeniem oraz o towarzyszących temu przeróżnej maści przygodach, czasem zabawnych, innym razem budzących grozę i współczucie, ale zawsze pełnych wielkich, głębokich emocji.
Cała wiedźmińska, utrzymana w klimatach średniowiecznego fantasy, saga jest dla mnie istnym mistrzostwem, majstersztykiem gatunku, ale „Chrzest Ognia” zawsze będzie dla mnie szczególnie poważaną częścią. Głównie dlatego, jak bardzo główny bohater, sławetny pogromca potworów, wiedźmin Geralt z Rivii, zmienia swoją postawę, żeby ratować księżniczkę Cirillę z Cintry, która jest jego przeznaczeniem. On, samotnik, który w podróżach ledwie toleruje obecność swojego przyjaciela, barda Jaskra, zgadza się na towarzystwo czteroosobowej kompani: łuczniczki Milvy, wampira Ragisa, któremu idzie na pięćdziesiąty krzyżyk, Nilfgaardczyka Cahira, który upiera się, że nie jest Nilfgaardczykiem oraz wymienionego wcześniej trubadura Jaskra. Pomimo tego, że większość z nich nie zna cintryjskiej zguby, chcą pomóc wiedźminowi w akcji ratunkowej lub ewentualnym pomszczeniu dziewczynki, co podczas czytania poruszyło mnie do głębi. Każdy z nich wiedział, z jakimi konsekwencjami wiąże dla nich udział w tej wyprawie, ale pragnienie rzucenia się przez trawiony wielką wojną kontynent za zupełnie obcą osobą przemogło w nich strach przed potworami, zarówno w potworzej, jak i ludzkiej skórze, obawę przed śmiercią w walce i przed tym, co czeka na nich na traktach i gościńcach.
A tymczasem Ciri, przygarnięta przez bandę nazywającą się Szczurami i uznana przez nich za swoją, przeżywa chwile zwątpienia w to, kim jest. Zagubiona, doświadczona przez życie dziewczyna zaczyna zadawać sobie pytania, czy miłość tych, których kochała najbardziej, była szczera. Połączona z Geraltem nierozerwalną nicią przeznaczenia, podobnie jak on miewa sny, z których budzi się z krzykiem.
Autora cechuje specyficzny sposób pisania, w którym czasami trudno się połapać (wiem z autopsji!). Ma również tendencję do „przeskakiwania” z jednego narratora na drugiego. Ale okazuje się, że taki zabieg jest korzystny dla historii, bo czytelnik może ujrzeć wydarzenia oczami wielu postaci. Uwielbiałam momenty, w których pałeczkę narratora przejmowała Milva ze względu na opisy polowań z łukiem.
Szata graficzna „Chrztu Ognia” z wydania na wydanie prezentuje się inaczej, ale zazwyczaj na okładce jest ukazana – ku mojej uciesze – napinająca łuk Milva. Warto zauważyć, że na okładce z 1996 roku znalazł się maleńki błąd ze strony jej autora, a mianowicie niepoprawne ułożenie strzały na cięciwie. Niby szczegół, ale przy ewentualnym strzale znacznie obniżałby celność.
Nie każdy dorósł do zagłębienia się w tej opowieści. Powinien po nią sięgnąć czytelnik, który nie zrazi się faktem, że autor nie odpowiada czytelnikowi wprost, ale nakazuje jej szukać między wierszami. Który pojmie zmagania głównego bohatera z samym sobą. Który zrozumie, że fraza „Wiedźmin” to nie jedynie walka z potworami w strumieniach krwi, ale też tłumione uczucia, których być nie powinno, miłość, która jest gotowa na wszelkie poświęcenia oraz wybór między mniejszym a większym złem.
Komentarze ( )