Wioska, z której pochodzę, nazywa się Zalesie. Zasłynęła z pięknej okolicy i z tego, że ludzie, którzy w niej mieszkają, zajmowali się dawniej wyrobem glinianych garnków. Ziemia zalesiańska obfita jest w glinę, więc miejscowej ludności nie jest o nią trudno. Żeby przedstawić bliżej ten zanikający zawód, jakim jest garncarz, zdecydowałam się przeprowadzić wywiad z Emilią Bojdą, córką i żoną garncarza.
Co przyczyniło się do tego, że ludzie zaczęli masowo wyrabiać garnki z gliny i co robiono z tak dużą ilością wyprodukowanych przedmiotów?
Ludzie z naszej wsi uczyli się wyrabiania gliny z pokolenia na pokolenie. W każdym domu było przynajmniej dwóch garncarzy. Dawniej był to opłacalny zawód. Z gotowymi wyrobami jeżdżono na targi na przykład do Jarosławia czy Przemyśla. W tamtych stronach garnki były najdroższe. Droga do tak daleko położonych miast trwała nawet dwa dni, bo ciągnąc pełny wóz garnków jeden koń nie dawał rady. W późniejszym czasie w Rzeszowie została utworzona spółdzielnia o nazwie CPLiA, która odbierała gotowe wyroby. Niektórzy pracowali nawet w nocy, ponieważ był to jedyny zawód, z którego ludzie czerpali pieniądze.
W jaki sposób były wyrabiane garnki?
Do pracy w glinie nie wystarczały chęci, ale trzeba było mieć zdolne i znakomicie wyćwiczone dłonie. Najpierw szło się w pole ukopać glinę, następnie była ona moczona i walcowana. Walcowana, czyli w dwa wałki żelazne wrzucano glinę i to się gniotło tak, aby glina była miękka. Później ją klusowano, czyli wygniatano, musiała ona być tak wygnieciona, jak ciasto na chleb. Potem robiono z niej gałki o wielkości zależnej od tego, jak wysoki i gruby miał być garnek. Wydzieloną glinę kładziono na kręgu, który wprawiano w ruch i formowano dowolny garnek lub dzban. Formowania wykonywano dłońmi, jeśli glina bardzo się lepiła, dłonie maczano w wodzie. Uformowany garnek suszono, a następnie malowano glejtą. Glejta to przeźroczysta powłoka, która sprawiała, że wyroby po wypaleniu błyszczały. Potem gotowe dzbanki wkładano do pieca, który najczęściej znajdował się na polu pod szopą i palono przez 10 godzin.
Czy dzbanki były wyrabiane zawsze tym samym sposobem?
Nie, można też było wyrobić tak zwane siwaki, ale wymagało to dużo więcej wysiłku. Początkowe czynności wykonywano tak samo, ale później przy wypalaniu, pod piec podkładano wyłącznie drzewo olchowe. Następnie zasypywano dziury, które odchodziły z pieca do paleniska, a wejście do pieca zalepiano gliną tak, aby nie uchodził gaz powstający z drewna. Siwaki musiały stać w piecu ok. 20 godzin tak, aby na wyrobach powstał siwy nalot.
Czy z gliny wyrabiano tylko rzeczy potrzebne do codziennego użytku?
Ludzie z czasem zaczęli się bawić gliną i wyrabiano różne piszczałki czy gwizdki, do dzisiaj popularny jest kogucik gliniany. Tworzono również ludzkie postacie i wiele przeróżnych dziwactw.
Jakie inne, mało spotykane, rzeczy robiono jeszcze z gliny?
Myślę, że znam kilka takich rzeczy, jednak uważam, że najważniejszą i najmniej spotykaną, bo jedyną w Polsce i być może na całym świecie, jest ołtarz w kościele parafialnym w sąsiedniej miejscowości – Medyni Głogowskiej. Kiedy podczas II wojny światowej Niemcy zbombardowali stary kościół, miejscowa ludność zdecydowała się odbudować go. Gdy kościół już wybudowano, ludzie nie mieli pieniędzy na wykonanie ołtarza i wielu innych prac w kościele. Budujący inżynier zaproponował, że skoro ziemia jest obfita w glinę, można by to pożytecznie wykorzystać. Każdy parafianin miał wykonać płytkę takiego koloru, jaki wcześniej nakazał inżynier. Wszyscy ludzie byli bardzo zorganizowani, każdy wykonał swoje zadanie idealnie. Dzisiaj możemy podziwiać piękny kościół w stylu neogotyckim, którego ołtarz i droga krzyżowa ułożone są z glinianych płytek. W ten sposób ludzie odwdzięczyli się Bogu, wykorzystując wszystko to, co On sam nam daje.
Czy zna pani kogoś, kto jeszcze lepi z gliny?
Jest we wsi kilku mężczyzn, którzy do dzisiaj lepią, jednak zawód ten powoli zanika. Nie ma się co dziwić, komu z młodych chciałoby się paciać w glinie? Dzisiaj są komputery i ludzie wracając z pracy nie mają czasu na takie zabawy. Jednak myślę, że trzeba podtrzymywać tradycję i powinny być organizowane kółka plastyczne, na których dzieci mogłyby się wiele nauczyć.
Dziękuję, za poświęcenie mi czasu. Było mi niezmiernie miło!
Wywiad autoryzowany.