Dzięki twórcom serii „American Horror Story”, Ryanowi Murphy’emu i Bradowi Falchukowi, w pierwszym sezonie mieliśmy okazję przenieść się do nawiedzonego domu. Następna historia z ich produkcji nosi wymowny tytuł „Asylum”, chociaż z prawdziwym azylem ma niewiele wspólnego.
Tym razem akcja rozgrywa się w placówce dla obłąkanych – Briarcliff. Zakład ten dawniej był sanatorium dla chorych na gruźlicę, teraz zaś zarządza nim prałat Timothy Howard (Joseph Fiennes) z pomocą surowej siostry Jude (Jessica Lange) oraz skrywającego tajemnice doktora Ardena (James Cromwell). W zakładzie tym przebywają nie tylko chorzy psychicznie, ale też groźni przestępcy uznani za niepoczytalnych i stwarzających zagrożenie dla otoczenia. Od niedawna jednym z pensjonariuszy jest Krwawa Twarz – słynny morderca, który jako ofiary upodobał sobie szczególnie kobiety. Jest on na tyle „popularny”, że młoda i łaknąca sławy dziennikarka Lana Winters (Sarah Paulson), pomimo zakazów i ostrzeżeń ze strony władz szpitala postanawia włamać się do placówki, aby za wszelką cenę zdobyć materiał na – jak słusznie sądzi – dzieło swojego życia. Za ciekawość przyjdzie jej słono zapłacić. Zostaje przymusowo umieszczona w szpitalu jako jedna z pacjentek i na własnej skórze przekonuje się, że nie wszystko jest takim, jakim się zdaje. Jest świadkiem przedziwnych zjawisk, nie do końca racjonalnie wytłumaczalnych. Wymyślne kary stosowane na podopiecznych Briarcliff, pseudo-leczenie związane z dwudziestowieczną, „nowoczesną” medycyną, eksperymenty, czy też opętanie to tylko część tego, z czym zmierzy się Lana. Tam niczego nie można być pewnym, nawet własnych myśli – w końcu to psychiatryk.
Serial ten jest więc miłą odmianą po lekko przynudzających i powtarzających się kinowych horrorach. I chociaż pomysł osadzenia akcji w placówce dla obłąkanych nie jest może wybitnie oryginalny, to jednak wielowątkowa fabuła pełna niejasności i rozwijająca się do samego końca akcja, spowodowały, że „pochłonęłam” 13 odcinków „Asylum” w niecałe 3 dni, co mówi samo za siebie :). W serialu występuje dużo retrospekcji, przez co w niektórych momentach można troszeczkę się pogubić, jednak nie przeszkadzało mi to. Zdecydowanie za bardzo dobrą można uznać obsadę. To mało znani, młodzi aktorzy, którzy dobrze wykorzystali daną im szansę, m.in. Lily Rabe, która wcieliła się w trudną rolę młodej zakonnicy. Bardzo dobrze odegrała emocje towarzyszące osobie opętanej, zmieniała się niczym kameleon. Świetni są także doświadczeni aktorzy, Jessica Lang, która stała się twardą zakonnicą z niejasną przeszłością i równie dobry James Cromwell (doceniony nagrodą Emmy za najlepszą rolę drugoplanową właśnie w AHS).
Za minus uznaję wątek UFO, który z pewnością miał odegrać jakąś rolę (mogę tylko przypuszczać, że chodziło o podkreślenie czasu akcji – lat 60., które były okresem największej histerii związanej z takimi tematami, jak: kręgi w zbożu, porwania przez obcych, itp.), to jednak bez jego obecności fabuła niewiele by straciła. Można nawet powiedzieć, że zachwiał równowagę, a w praktyce nawet nie został domknięty.
Nie mogłabym na koniec nie wspomnieć o zapadającej w pamięć pogodnej piosence “Dominique” puszczanej codziennie z gramofonu przez siostrę Jude, tak bardzo kontrastującej z klimatem szpitala. „Dominique, nique, nique” prześladuje mnie do dziś.
Komentarze ( )