Możemy zastanowić się, co zrobilibyśmy, wygrywając ogromną kwotę na loterii. Jeden pojechałby na wymarzone wakacje, drugi kupiłby willę z basenem w kształcie nerki, a jeszcze ktoś inny rozdałby te pieniądze osobom, które bardziej ich potrzebują. Bylibyśmy po prostu szczęśliwi, że spełniamy wreszcie swoje marzenia.
A ryby…? Zastanówmy się. Jesteśmy rybą. Co nam potrzeba do szczęścia? Czysta, dobrze natleniona woda, odpowiednia ilość pożywienia i spokojne, naturalne, nienaruszone akweny potrzebne do odbycia tarła. No więc ile potrzeba nam na to pieniędzy? Tak naprawdę to nic, nie mamy nawet przeciwstawnych kciuków, aby je przytrzymać. Za tą całą równowagę środowiskową odpowiada człowiek (niestety). Ziemia przez tyle lat radziła sobie doskonale sama, bez ingerencji człowieka, ze swoimi problemami. Jednak gdy pojawił się on, te problemy zaczęły się mnożyć. Zanieczyszczenia, chemikalia, pestycydy. Wszystko to zaczęło wędrować do obiegu zamkniętego wody wraz z „rozwojem” przemysłu. Doprowadziło to w niektórych przypadkach do wymarcia gatunków roślin czy zwierząt. (prawie całkowicie bieługi). A wszystko to za sprawą ludzkiej głupoty…
A jak się sprawy mają z pięknym (drogim) hobby, jakim jest wędkarstwo? Otóż tak, jak wynika z poprzedniego akapitu – ludzie są niezbyt „mądrzy” oraz zachłanni. Polski Związek Wędkarski pobiera rok rocznie ogromne ilości pieniędzy od blisko 630 tys. zrzeszonych wędkarzy. Roczna opłata waha się w różnych okręgach od ok. 200zł do nawet 400zł. Powstaje zatem wielka suma pieniędzy, która… no właśnie. Co się dzieje z tymi pieniędzmi? Bo zarybienia są raczej symboliczne, aby „dawcy” nie denerwowali się nazbyt. A co z bezpieczeństwem? Ile jest patroli? Kłusownicy panoszą się, gdzie chcą i jeśli „wpadną”, to tylko przez swoją głupotę. A jak przestrzegane są przez wędkarzy prawa i obowiązki zapisane w Amatorskim Regulaminie Połowu Ryb? No właśnie…
Parę lat temu, gdy poznałem piękne hobby, jakim jest wędkarstwo, jeździłem wraz z kolegą nad pewien zbiornik zaporowy o powierzchni ok. 5h. Spokojny, nie oblegany przez wędkarzy czy „mięsiarzy” Byliśmy zawsze bardzo „nakręceni”, gdy wsiadaliśmy na rowery i z tobołami godnymi nawet najlepszego alpinisty wyruszaliśmy nad wodę. Zdarzało nam się „moczyć kije” już o godzinie 4 rano! Uczyliśmy się nowych metod połowu, testowaliśmy nowe przynęty i rozwijaliśmy naszą pasję. Zbiornik pełny był wówczas szczupaków. Odwiedzaliśmy go regularnie. Z czasem jednak doszły obowiązki i odpuściliśmy na 2-3 lata wody Polskiego Związku Wędkarskiego (również z powodu horrendalnych składek). Po tym czasie, wraz z rozpoczęciem sezonu szczupakowego, wróciliśmy nad nasze łowisko z młodszych lat. Gdy dotarliśmy na miejsce, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Nad wodą było tyle samochodów, że trudno było je policzyć. Patrząc na ludzi, którzy wyciągali szczupaka za szczupakiem i wsadzali do worów nawet ich nie zabijając lecz pozwalając im się powoli dusić, można było dostać mdłości. To nie byli wędkarze tylko zwykli „mięsiarze”. Zabierali nawet małe, niewymiarowe ryby.
Po tym niespokojnym początku sezonu postanowiliśmy odwiedzić raz jeszcze łowisko. Nie było już takiego ścisku, jak na początku. Nie było również niestety ryb. Niegdyś piękne łowisko, na którym podczas jednego wypadu można było złowić nawet do 10 drapieżników, zamieniło się teraz w przetrzebione, zarośnięte, zaniedbane i zaśmiecone miejsce, w którym nie ma już możliwości walki z dużą rybą czy odpoczynku i realizowania własnego zainteresowania. PZW chyba zapomniało, po co są pieniądze, które dostaje od zrzeszonych. No cóż… głupota i chciwość ludzka nie zna granic. Zatem ludzie, opamiętajcie się!
Komentarze ( )