To jedno z moich ulubionych wspomnień, takich, którymi warto się dzielić. Był rok 2014. Wypełniłem wszystkie potrzebne dokumenty, pracowałem społecznie, pojechałem na eliminacje sportowe i dostałem się! Dostałem się na „Szkołę pod Żaglami”!
A co to takiego zapytacie? Nie każdy interesuje się żeglarstwem, więc wam powiem. Jest to organizacja założona ponad 30 lat temu przez Kapitana Krzysztofa Baranowskiego, który jako pierwszy Polak DWUKROTNIE sam opłynął kulę ziemską. Ma na celu uświadamianie młodym ludziom, że na świecie istnieją osoby, które mogą potrzebować pomocy. Stąd hasło „Dookoła świata za pomocną dłoń” i wymagany od uczniów wolontariat. Chętni muszą przejść także testy sprawnościowe. Miałem szczęście, prowadzę aktywny tryb życia od małego. Podczas eliminacji musiałem pływać, biegać, podciągać się na drążku oraz sprawdzić stan mojego języka angielskiego na teście.
Przez pierwszy miesiąc wakacji nie przejmowałem się bardzo wyjazdem. Kompletowałem sprzęt, specjalistyczną odzież oraz wszystkie inne potrzebne rzeczy. Emocje zacząłem odczuwać na początku sierpnia. Zaokrętowanie miało się odbyć w Gdyni 17 dnia tego miesiąca. Byłem w Gdańsku już 5 dni wcześniej. 17 sierpnia ok. godz. 16:00 byłem już na Pogorii. Jest to piękna 47-metrowa barkentyna z 16 żaglami oraz masztami pnącymi się na 37 metrów w górę. Na Bałtyku złapał nas sztorm i wszyscy dawali ujrzeć ponownie światło dzienne swoim śniadaniom, obiadom, kolacjom, śniadaniom, obiadom, kolacjom… Ale potem było już tylko lepiej. Przepłynęliśmy przez Cieśniny Duńskie. Wpłynęliśmy na Morze Północne i skierowaliśmy się na Szetlandy. Jeszcze trochę o ekstremalnych przeżyciach? Wspinanie się po sznurkowej drabince na 37 metrów bez żadnego zabezpieczenia – to koszmar. Ale tylko na początku! Potem to zabawa nie z tej ziemi!
Widok przepływającego na wyciągnięcie ręki od Ciebie OOOGROMNEGO płetwala błękitnego czy pędzącego stada delfinów to też niezapomniane przeżycie. 17-dniowy pobyt na morzu bez lądu na horyzoncie był niesamowity. Po wyjściu na brzeg nie mogłem ustać na nogach przyzwyczajony do ciągłego bujania i przewróciłem się!
Atlantyk skrywa wiele tajemnic. Uchylił nam jednak rąbek tajemnicy. Latające ryby. Samogłowy. Rekiny (!) Orki. Trudno określić, co było najlepsze. Europejskie porty są naprawdę ciekawe. Bardzo podobała mi się włoska wyspa Elba. Mogłem zobaczyć, w jakich warunkach więziony był Napoleon. I powiem szczerze… skusiłbym się na taką odsiadkę! Na Ibizie nie obeszło się bez prawdziwej imprezy. A jak mogą bawić się uczniowie trzeciej klasy gimnazjum… Oczywiście, grzecznie!
Cała przygoda trwała ok. 70 dni. To naprawdę szmat czasu. Szczególnie, kiedy tęskni się za bliskimi. Na początku nie było łatwo, ale po pewnym czasie człowiek mężniał. Mieliśmy świetnego kucharza (potrafił gotować tak, że zjadaliśmy coś, co nam kiedyś nie smakowało) i bosmana (rozśmieszał do łez pracami, jakie nam wymyślał – co powiecie na czyszczenie toalety stopami?) Mechanik, Henio, też był genialny. Niesamowita załoga. Nigdy ich nie zapomnę!
Można powiedzieć, że opłynąłem całą Europę. Odwiedziłem: Danię, Norwegię, Anglię, Portugalię, Gibraltar, Hiszpanię, Francję oraz Włochy. Przeżyłem przygodę, której nie zapomnę do końca życia. Niech jednak nikt nie myśli, że byłem na wakacjach! Była szkoła, dyscyplina oraz nocne wachty. Bardzo często myślałem wtedy o śnie. Trzeba było jednak pilnować stanowiska, bo chwila nieuwagi i przez Ciebie statek mógł pójść na dno. Sterowanie TAKIM żaglowcem jest też niesamowite. Szczególnie podczas sztormu.
Żałuję teraz, że to skończyło się tak szybko. Będę tęsknił za skokami z rei do wód Ibizy czy zwiedzaniem wysp portugalskich. Nie zapomnę również zapachu oceanu czy pieśni o hiszpańskich dziewczynach… Nauczyłem się bardzo wiele. Myślę że dojrzałem również psychicznie. Nie zamierzam porzucać żeglarstwa. Jeszcze usłyszycie o Kapitanie Jonaszu! :)
Komentarze ( )