Biurko – obowiązkowy element „wystroju” sali lekcyjnej, ale też przedmiot symboliczny. Choć nie ma już katedr (na szczęście!), nauczycielski mebel nadal w powszechnej świadomości niesie znaczenia powiązane z uprzywilejowaną pozycją, „władzą” i wyraźną granicą: „tu ja, a tu wy”. Nie ma dyskusji, w większości klas biurko być musi, ale czasem dla nauczyciela może być też przekleństwem. I tu następują absurdalne (oby tylko pozornie) dywagacje nauczycielskie: jak oswoić biurko? ;)
Oto problem, pewnie trywialny, ale ujawniający się na każdym kroku szkolnej codzienności. Gdyby nauczycieli spytać, co myślą, pewnie większość – jak ja teraz – dopiero zwróciłaby uwagę na ten szczegół, ale przecież szczegóły bywają niezwykle znaczące. Intuicyjnie biurko akceptujemy, tolerujemy lub się przed nim buntujemy. Chyba jestem w tej ostatniej grupie ;)
Oswajanie – krok 1
Skoro już biurko jest, może znajdą się jego atuty? Oto podstawowy – nie tylko oddziela nauczyciela od klasy, ale (ważniejsze!) zwraca belferskie oblicze w stronę uczniów, czyli jedyną właściwą. Przyjmując taką perspektywę, można zdać sobie sprawę, że nie jest to tylko miejsce głoszenia – góra, chmura, mównica czy ambona – ale miejsce słuchania, obserwowania, odkrywania. Nie służy do budowania obrazu „tego wszechwiedzącego”, ale właśnie „ciekawego i poszukującego”. Co można znaleźć i dostrzec? A na przykład błysk zainteresowania w oku (skłamie nauczyciel, który powie, że nie daje mu to radości) albo że ktoś się zaczytał (i dobrze!), albo że (o zgrozo!) rysuje w zeszycie. Ten ostatni przypadek szczególnie mnie zwykle cieszy – można naoglądać się wyśmienitych dzieł i dziełek sztuki, które nader często do lekcji nawiązują, ergo – pomagają ją przetworzyć i zapamiętać. Można też zobaczyć zwrot w stronę „świętego telefonu” – o rany–rety! upomnieć należy, a może odebrać też sygnał o znudzeniu i coś z tym stanem (niepożądanym przecież) zrobić? Widać też od strony biurka humory i humorki, całkiem poważne zachwyty i rozpacze, ale też wyczyny sztuki aktorskiej – pozy wystudiowane. Co nauczycielowi po wszystkich tych (i innych) spostrzeżeniach? Wiele! Można je nazwać głośno, a można też zdobytą wiedzę wykorzystać po cichu. Poznawać każdego z uczniów w jego indywidualności i szukać najlepszych sposobów zainteresowania go, zainspirowania. Wreszcie można samemu zyskiwać inspiracje.
Oswajanie – krok 2
O ile na przykład oswajanie pieska smyczy wymaga, o tyle w oswajaniu biurka trzeba jej powiedzieć gromkie „nie!”. Stereotypowo nauczyciel do biurka jest niewidzialną nicią przywiązany, choć właściwiej – przykuty niewidzialnym łańcuchem. Niektóre łańcuchy są “złote” i niektórzy nauczyciele je lubią, pewnie korzyści z tego stanu są, ale mój łańcuszek ciąży, więc często go zrywam. Biurko można odstąpić przecież komuś, kto mądrze mówi, a uczniowie często mądrze mówią. Dobrze robi też zmiana perspektywy – spacer po klasie, zajęcie miejsca w ławce. Jak wiele można się wtedy nauczyć! O uczniach i o sobie samym. Zobaczyć na przykład, co rozprasza – może rzeczywiście ma prawo rozpraszać, zobaczyć świetnie zrobioną notatkę, zamienić drobne „dwa słowa”, które stwarzając pozory zdawkowej uwagi, staną się nagle zarzewiem dyskusji, pozamieniać role i stać się nie pytającym, ale odpowiadającym (czy mądrze zadane pytanie nie jest dowodem inteligencji, oczytania i umiejętności komunikacyjnych ucznia?).
Oswajanie – krok 3
A gdyby biurku czasem zmienić rolę? Dobrze mu to może zrobić. Może się stać elementem dekoracji w lekcyjnej dramie, rekwizytem, ba! nawet sceną. Moje oswojone biurko bywa polem bitwy, stołem biesiadnym, sędziowskim lub kawiarnianym. Gnie się pod stosami wiekopomnych rękopisów. Przyjmuje całe polonistyczne rekwizytorium kubków z kawą, książek, prac. Staje się polem działania detektywa, odkrywcy, gracza. Jasne, że takie eventy nie nadają się na każdą lekcję, ale już okazjonalne pozbawianie biurka jego „świętej nietykalności” zmienia obraz przestrzeni, a przez to każe się jej uczyć na nowo – a więc wybija z rutyny, uwrażliwia i rozwija.
„Cóż za dziwaczne dywagacje?” – ma prawo pomyśleć czytelnik. Odpowiem – być może, ale czy to nie wyczucie drobiazgów otoczenia kształtuje często sensowność przedsięwzięć – wielkich i drobnych? Wreszcie, biurko było i jest po prostu przedmiotem, z założenia służebnym – nie ono jest więc sednem sprawy, centrum zawsze jest człowiek i jeśli „oswojony” przedmiot może choć trochę wspomóc jego (ucznia lub nauczyciela) rozwój i budowanie relacji – czemu nie spróbować?
Komentarze ( )