Ludzie uważają, że do koszykówki nadają się tylko gracze wysocy, bo łatwiej jest im trafiać do kosza lub zablokować czyjś rzut. Ale to nie znaczy, że niskich graczy należy już na wstępie odrzucać. Wzrost nie powinien być jedynym kryterium oceny zawodnika, a niestety coraz częściej tak jest. Nikt nie zauważa tego, że mniejsi koszykarze są szybsi i bardziej skoordynowani od tych tak zwanych „wieżowców”.
W historii tego sportu pojawiło się wielu znakomitych zawodników, którzy poziomem w ogóle nie odstawali od wysokich graczy, a często nawet ich przewyższali w statystykach. Pierwszym koszykarzem, jakiego mogę przedstawić, jest Muggsy Bogues, który był najniższym graczem w NBA, ponieważ mierzył tylko 158 cm wzrostu, a mimo to zanotował w swojej kariery aż 39 bloków, co jest domeną głównie wysokich zawodników. Dodatkowo był bardzo niewygodnym obrońcą, który nigdy nie odpuszczał, zawsze stawiał opór w drodze do kosza, nawet graczowi o 50 cm wyższemu. Był tak szybki, że większość jego przeciwników nie mogła go zauważyć. Jego niski wzrost okazał się ogromnym atutem, gdyż żaden zawodnik tak nisko się nie schylał po piłkę. Zanim to zrobił, Muggsy był już na drugiej połowie boiska. Doskonale markował każde podanie, co błyskawicznie przekładało się na punkty na tablicy wyników.
Kolejnym bardzo znanym niskim zawodnikiem był Earl Boykins, który miał zaledwie 165 cm wzrostu. Tego koszykarza zapewne wszyscy kibice pamiętają z dogrywek, podczas których stawał się maszyną do zdobywania punktów. Jego niekonwencjonalne zagrania często doprowadzały jego drużynę do zwycięstwa.
Ważne w zawodniku powinny być jego zdolności, motoryka, zachowanie na boisku i forma, jaką prezentuje, a nie wzrost. Obawiam się, że wielu bardzo dobrych zawodników nie dostało szansy gry na wielkich, koszykarskich scenach. Ciągle się starają, ciągle trenują i uczą się na przykładzie gwiazd koszykówki, zarówno tych wysokich, jak i niższych. Gonią za swoimi marzeniami, w których niewiele osób ich wspiera, a większość wyśmiewa ze względu na wzrost.
Komentarze ( )