Gdybym mógł znaleźć jakikolwiek synonim tego zespołu, byłoby nim wzruszenie, nic innego.
Przepełnia mnie olbrzymia, bezgraniczna jak studnia, radość, że udało mi się kolejny raz wylądować pod sceną, na której byli oni – Hey! Który to już raz?
Nie sposób zliczać, gdy w grę wchodzą prawdziwe emocje. Tak to już jest, że od pierwszego mojego ,,kontaktu‘’ koncertowego ze szczecińską bandą poczułem pewną spójność, elektryczność, pewną symbiozę. Rzadko zdarza mi się zapomnieć i zacząć krzyczeć, skakać czy podrygiwać chyba każdą częścią ciała, ale to co dzieje się podczas BŁYSKU i nie tylko, dziwi nawet mnie.
Na początku stoję jak zawsze, podekscytowany do granic możliwości niczym rozgrzany czajnik buchający wrzącą parą, później już nieco studzę siebie i swój zewnętrzny entuzjazm przechodząc w bardziej skryte, wewnętrzne sfery. Jednak to, co dzieje się do ostatniego wybrzmiałego dźwięku, gestu i słowa to nic innego jak-chłonięcie. Zamykam oczy, a mimo to paradoksalnie otwieram je jeszcze szerzej, wyostrzam swój słuch i doznaje tego nieprawdopodobnego porażenia, jakiegoś nadludzkiego uniesienia. Każde następne słowo (oczywiście znane przeze mnie, jak wyuczona deklaracja na pamięć), w pewien sposób mocno mnie dotyka, czasem przenoszę się wstecz, czasem z utęsknieniem, czasem z pewnym bólem, ale każde wyśpiewywane słowa przez Katarzynę Nosowską prowokuje mnie do olbrzymich interpretacji. Mimo oczywiście ogromnego tłumu na tych koncertach zawsze jestem ja i Hey’a ściślej jestem ja i Ona. Cudownie skromna dusza, która nadal, wciąż panicznie boi się poklasku, krępuje się swoim talentem, głosem, kunsztem słowa. Zamyka oczy i płynie … śpiewa, może się przenosi, może również jak ja wspomina i gdy kończy, spogląda może w dal a może właśnie na nas, na wygłodniały tłum i dziękuję, ale dziękuję tak, jakby przepraszała, a jednocześnie była wdzięczna za każde pojedyncze klaśnięcie w dłonie. To jest najpiękniejsza i najukochańsza sentencja, która obija się w głowie po każdym koncercie – ,,no … dziękujemy bardzo!”.
W Opolu w Narodowym Centrum Polskiej Piosenki było podobnie. Po paru miesiącach od ostatniego koncertu już trochę wewnętrznie tęskniłem, a jednocześnie byłem głęboko ciekawy, jak to jest zobaczyć Hey, cały na czerwono w jakieś zupełnie innej odsłonie. Wyobrażałem sobie to jako najczystsze szaleństwo z ich strony, ale skoro Kaśka deklamuje ze sceny – ,,To pierwszy taki rok, gdy samotność znużyła mnie …” to wszystko staje się i jest możliwe. Przyznam jedno, ku mojemu zaskoczeniu i bezgranicznej miłości do czerni, Hey’u w czerwieni jesteście piękni! Mógłbym rozpisywać się w nieskończoność o tym, jak bardzo byłem podekscytowany, wzruszony i oszołomiony – jak zawsze zresztą.
Chciałbym jednak zahaczyć o moim zdaniem najpiękniejszy moment podczas koncertu. Pani Kasia wspomina, że jest słabym mówcą- cóż, mógłbym polemizować, bo mimo skrępowania mówi prosto z serca i tego niedzielnego wieczoru również tak było. Lubię jak ktoś, życzy nam dobrze, jak ktoś mówi, że kiedyś naprawdę będzie lepiej – bo musi być! Porusza temat spełniania marzeń i tego, że one również się wypełnią, i właśnie po tej jakże szczerej deklaracji, z tłumu wyłania się jedno wykrzyczane słowo – “EKSPERYMENT!” Zdezorientowana Kasia zapytała, czy to jest właśnie jego marzenie? Odpowiedź była oczywista!
Do dziś nie potrafię uwierzyć, że mimo tego, że setlista nie uwzględniała tej piosenki, ba ,,eksperyment’’ był wykonywany naprawdę bardzo dawno temu (pierwsza płyta, ,,fire!’’ -93’) to mimo to wybrzmiał! Wybrzmiał idealnie a świadomość, że w tym momencie spełniło się marzenie nieznanej mi osoby, wzrusza mnie doszczętnie.
To jest właśnie hey! Gdybym mógł znaleźć jakikolwiek synonim tego zespołu, byłoby nim wzruszenie, nic innego. Był to piękny koncert, a moją wszech ogarniająca radość dopełnia fakt, że ,,zaraziłem’’ kolejną osobę moim najukochańszym zespołem!
Hey dziękuję!
Komentarze ( )