Jak powszechnie wiadomo, nic nie jest wieczne, nie powinno nikogo zdziwić, że każdy z nas w końcu umrze. Nie każdy wie jednak, że obiekty takie jak gwiazdy, czarne dziury lub galaktyki też w końcu odejdą w zapomnienie, po prostu wszystko co wykorzystuje energię, żeby istnieć, musi zakończyć swoje istnienie, co prowadzi do ciekawego pytania, a mianowicie:
Czy wszechświat też umrze ?
Są trzy najprawdopodobniejsze teorie:
1.Wielkie Rozdarcie (ang. Big Rip)
Ciemna materia to teoretyczne założenie, że istnieje przeciwieństwo grawitacji, które miałoby odpychać wszelkie obiekty od siebie tam, gdzie grawitacja nie jest wystarczająco silna, by utrzymać je razem. Wiedząc to, możemy przejść do tematu Wielkiego Rozdarcia. Naukowcy do pewnego momentu sądzili, iż ekspansja wszechświata jest jak piłka rzucona w górę. Po pewnym czasie zatrzyma się i spadnie do miejsca wyrzucenia, ale teraz wiemy, że wygląda to bardziej jak piłka rzucona w górę, która nie spada, a wręcz przyśpiesza i po chwili opuszcza atmosferę ziemską. I tu właśnie działa ciemna materia. Im bardziej struktury takie jak supergromady (stworzone z gromad galaktyk) odpychają się od siebie, tym bardziej słabnie grawitacja co skutkuje zwiększającą się siłą ciemnej materii i powoduje coraz większe odległości między super gromadami, co wywołuje słabnięcie grawitacji itd. Więc najpierw dotyczy to tylko dużych struktur, czyli: supergromady, gromady galaktyk i same galaktyki. Następne są takie obiekty jak gwiazdy i w końcu czarne dziury. Gdy dojdzie do takiego stanu, ekspansja jest szybsza niż prędkość światła i wtedy atomy zostają rozerwane. Nic we wszechświecie nigdy się już nie spotka, nie dotknie.
2.Wielkie Odbicie (ang. Big Bouce)
lub jak ja to nazywam – Wielkie Pulsowanie.
Teoria ta zakłada sytuacje dokładnie odwrotną do Wielkiego Rozdarcia, a mianowicie ciemna energia z czasem słabłaby, a grawitacja zyskiwałaby na sile, aż w końcu grawitacja zostanie dominującą siłą we wszechświecie. Im bardziej obiekty zbliżałyby się do siebie, tym większa byłaby gęstość, a co za tym idzie -temperatura. W pewnym momencie próżnia będzie miała większą temperaturę niż większość gwiazd, co oznacza że zostałyby ugotowane od środka. Wszystko pędziłoby w jeden punkt. Parę mikrosekund przed spotkaniem się wszystkiego temperatura wzrosła by tak mocno, że nawet atomy nie mogłyby się razem utrzymać, a w chwili spotkania utworzyłaby się jedna super, giga, mega czarna dziura, która po pochłonięciu wszechświata pochłonęła by samą siebie, zostawiając pustkę i nie nie mam namyśli próżni, ponieważ próżnia to przestrzeń, a nic to po prostu nic. Jednakże zostałby punkt o zerowej powierzchni, zerowej wysokości i głębokości oraz nieskończonej gęstości. Punk ten od razu po uformowaniu się (kwestia mikrosekund) stworzy wielki wybuch i tym samym zachowuje ciągłość wszechświata.
3. Śmierć cieplna/Wielki mróz
(ang.Heat death/Big freeze)
Sama teoria raczej mało ma wspólnego z jej nazwą- naukowcy po prostu nie umieją nazywać rzeczy, które odkrywają. W tym scenariuszu wszechświat powiększa się w nieskończoność, a co za tym idzie- chmury pyłu tworzące gwiazdy przez setki milionów lat zaczynają się wyczerpywać, nawet czarne dziury wyparowują za sprawą promieniowania Hawkinga, zostawiając za sobą wybuch tysiące razy silniejszy niż supernowa. Gdy ostatnia czarna dziura zakończy swój żywot, jedyne co zostanie, to chmury gazu (nie formujące gwiazd) oraz cząsteczki światła, a kiedy to wyparuje, wszechświat już na zawsze pozostanie pusty i ciemny i nic więcej już nigdy się nie wydarzy.