Wielodzietność jest coraz rzadziej spotykaną formą rodziny w Polsce. Obecnie w naszym kraju funkcjonuje model rodziny 2+1, a kilkadziesiąt lat temu? Było zupełnie inaczej. Przedstawiam panią Danutę – spokojną, starszą osobę, która niedawno skończyła 70 lat, a kiedyś? Kiedyś wychowywała dwanaścioro dzieci.
Urodziła Pani dwanaścioro dzieci. Czy planowała Pani z mężem taką gromadkę? Ile miała Pani lat podczas pierwszej ciąży?
Nie, nie planowałam, tak musiało być i wcale nie narzekam. W tamtych czasach nikt nie planował, ile chce dzieci, tym bardziej rzadko się zdarzało, że ktoś miał jedno dziecko albo dwójkę. Pierwsze dziecko urodziłam w wieku 21 lat, córeczkę Barbarę.
Jaka jest różnica wieku pomiędzy najmłodszym a najstarszym dzieckiem?
Równe 22 lat, Basia jest z 1968 i skończy w tym roku 50 lat, a najmłodszy – Damian ma 28.
Starsze dzieci po ukończeniu szkoły pomagały Pani z młodszym rodzeństwem czy raczej starały się usamodzielnić?
Pomagały, ile mogły, ale jako dorosłe chciały się również usamodzielnić, założyć rodziny. Basia, Lucyna i Marian po ukończeniu edukacji rozjechali się po Polsce za pracą. Zdzisław z Bogusią chodzili do pracy, ale mieszkali ze mną, Jola też na początku, później wyjeżdżała do Niemiec, Austrii, nawet w ciąży, byle tylko zarobić. Czesiek chodził prywatnie na budowy i każdą złotówkę mi oddawał, żebym mu przechowała, ponieważ odkładał na auto albo prawo jazdy.
Gdy byli młodsi, dochodziło między nimi do sporów, sprzeczek czy raczej byli zgrani i trzymali się razem?
Nie dochodziło do sprzeczek, trzymali się zawsze razem. Gdy byli młodsi, był podział wiekowy, a teraz wszyscy mają dobre kontakty i są bardzo zgranym rodzeństwem.
Sprawiali w szkole problemy wychowawcze?
Jak to młodzież, czasem mieli, ale to nic poważnego. Tylko Marian zawsze był łobuzem. Kiedyś nawet, w czwartej lub piątej klasie podstawówki, stał na korytarzu i podłożył nauczycielce nogę.
W latach 70., 80. Polska jako komunistyczny kraj była biedna. Trudno było wykarmić całą rodzinę?
Było bardzo ciężko, ale nie wybrzydzali, tak, jak to dzisiaj dzieci robią. Co ugotowałam, to zjedli, wszystko znikało szybciutko. Nie było żadnego „nie będę tego jadł”, „to jest niedobre”. A gdy ciasto upiekłam, to po chwili już nie było.
Co roku organizowany jest Powiatowy Dzień Matki, to prawda, że na jednej z takich uroczystości dostała Pani Order Serca Matkom Wsi?
Tak, to było 5 lat temu w Rakszawie, byłam wtedy za granicą u córki, więc nagrodę odebrała Jolanta.
Mieszka Pani teraz sama, nie brakuje Pani czasem tych momentów z młodości z gromadką dzieci?
Nie, w tym wieku potrzebuje się ciszy i spokoju, ale cieszę się, gdy mnie odwiedzają dzieci z wnukami. Gdy miałam czwórkę dzieci, jeszcze był czas na poczytanie książki, później tego czasu było coraz mniej, aż w końcu w ogóle. Teraz mam czas, ale co z tego? Nie mam tak dobrego wzroku, jak 40 lat temu, już nawet ręce nie te same, co wtedy.
Dziękuje serdecznie za rozmowę.
Komentarze ( )