Od maja tego roku w kinach gości piąta część znanej chyba wszystkim fanom fantastyki serii „Piraci z Karaibów” w reżyserii Joahima Ronninga i Espena Sandberga. Tym razem na dużym ekranie mogliśmy zobaczyć jak Salazar (Javier Bardem), ucieka z „Diabelskiego Trójkąta” i mści się na piratach. Główny bohater – kapitan Jack Sparrow (Johnny Depp) – próbuje odeprzeć jego atak i w tym celu poszukuje Trójzębu Posejdona. Czy więc ta część wnosi coś nowego do całej serii? A może jest tylko nudną niemalże powtórką poprzednich filmów, ze zmienionym tylko celem podróży Jacka?
W produkcji widzimy wielu, znanych już z poprzednich części, aktorów. Jak w każdym filmie z serii, najbardziej uwagę przykuwa Johnny Depp w roli Jacka Sparrow’a. Wciąż jest zabawny – mimo swej charakterystyczności – wiarygodny. Do gry innych także trudno mieć zarzuty. Nawet mimo, że ważne role w tej części odgrywają młodzi aktorzy: Brenton Thwaites – jako Henry Turner i Kaya Scodelario – czyli w produkcji Carina Smyth.
Kolejna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę to dubbing. W Polsce w kinach mamy do wyboru dwie wersje „Piratów z Karaibów: Zemsty Salazara”: z napisami lub z dubbingiem. Raczej zdajemy sobie sprawę z tego, z czym obie opcje się wiążą. Pierwsza – z ciągłym czytaniem podczas filmu, druga – z niedopasowaniem ruchu ust postaci do słów, które wypowiadają. Jednak w tej produkcji warto zwrócić uwagę również na to, kto podkłada głos bohaterom. O ile większość głosów pasuje do postaci, oczekując niepowtarzalnego głosu Jacka Sparrowa, słyszymy… Cezarego Pazurę. Myślę, że ten wybór nie należy do najlepszych, ponieważ zarówno główny bohater „Piratów”, jak i aktor odpowiedzialny za jego dubbing, są zbyt charakterystyczni i trudno połączyć ich w jedną postać.
Co jednak z fabułą, czyli tym, co w filmie najważniejsze? Można by stwierdzić, że jest budowana na wzór poprzednich produkcji. Jeden z bohaterów dąży do pewnego celu, do którego osiągnięcia jest mu niezbędna pomoc Sparrow’a. Jednak tym razem punkt widzenia samego Jacka jest bardziej wysunięty na pierwszy plan. Poza tym, przez retrospekcję, poznajemy jego przeszłość. Dodatkowo, w tym filmie dowiadujemy się, co dzieje się z postaciami z poprzednich części. Możemy dokładniej poznać bohaterów, co pozwala nam lepiej wczuć się w ich losy. A to sprawia wrażenie, że produkcja jest w większym stopniu dopracowana.
Ważnym elementem filmu są także efekty specjalne. W tej kwestii również trudno być zawiedzionym. Odpowiedniego klimatu dodają postaci takie jak widmo z połową twarzy czy sam umarły Salazar. Poza tym, ujęcia – na przykład podniesienia się okrętu (samego wyglądającego jak widmo) złowrogiego kapitana i ataku na piratów – robią wrażenie na odbiorcy. Mimo tego, w niektórych scenach można odnieść wrażenie, że reżyserzy za bardzo się zapędzili, nawet jak na film fantastyczny. Obraz ciągnięcia całego budynku przez kilka koni zdaje się wręcz komiczny. Oprócz tego możemy dostrzec niedociągnięcia takie jak zupełne niestarzenie się niektórych postaci (niebędących fantastycznymi), nawet przez 10 lat.
Myślę, że „Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara” to udany film. Trudno powiedzieć, że jest tylko powtórzeniem poprzednich części, bez konkretnego pomysłu, ponieważ został wzbogacony o pogłębienie znanych już postaci i wprowadzenie nowych. Mimo pewnych niedociągnięć może stać się ciekawą i wciągającą przygodą dla widza.
Komentarze ( )