Pamiętam, gdy byłam mała i w poszukiwaniu kanału, na którym znalazłabym bajkę niejednokrotnie trafiałam przelotnie na emisję kolejnych odcinków „Friends”. Po obejrzeniu paru minut stwierdzałam, że to głupie i nudne. Minęło kilka lat, a ja sięgnęłam po serię z dużą rezerwą, mając w pamięci negatywne emocje. Jednak teraz nie ma drugiego serialu, do którego wracałabym tak chętnie…
„Przyjaciele” to amerykański serial komediowy. Opowiada o losach szóstki przyjaciół, którzy mieszkają i pracują w Nowym Jorku. Wiele osób może zapytać: co w tym ciekawego? A jednak musi być jakiś powód, dla którego serial emitowany był aż przez 10 lat począwszy od 1994 roku. Ostatni odcinek serii w USA obejrzało ponad 50 milionów widzów, co daje 4. miejsce na liście wszechczasów. „Friends” wyświetlono w ponad 100 krajach i nagrodzono 7 nagrodami Emmy (m.in. dla najlepszego serialu komediowego), a także Złotym Globem oraz 58 innymi nagrodami i aż 152 nominacjami.
Grupka przyjaciół spotykająca się w kultowej dla każdego fana kawiarence – Central Perk – do dzisiaj bawi i wzbudza sympatię wielu z nas. Mimo iż historia tej szóstki pozornie wydaje się być całkiem zwyczajna, nieraz wywołała u mnie atak śmiechu lub łzy wzruszenia. Największym atutem serialu na pewno są świetnie wykreowane postacie. Każda z nich jest inna i wyjątkowa. Monika – schludna perfekcjonistka, Rachel – z początku rozpieszczona, później kochająca i zawsze modnie ubrana ślicznotka, Phoebe – bardzo ekscentryczna i z własnym podejściem do życia masażystka o niezwykłe oryginalnym głosie i stylu, Joey – może niezbyt inteligentny, ale równocześnie zabawny, początkujący aktor, Chandler – mistrz żartu i ironii oraz Ross – z początku nieśmiały i romantyczny, paleontolog, który bardzo lubi dinozaury. Mimo różnic cała szóstka potrafi stworzyć niesamowicie zgraną paczkę. Aktorzy zostali bardzo dobrze dobrani. Po obejrzeniu jednego sezonu nie mogłabym wyobrazić sobie nikogo, kto byłby w stanie ich zastąpić. Zarówno twórcy serialu, jak i odtwórcy ról, zadbali o każdy szczegół złożonych charakterów bohaterów. Żaden z nich nie jest czarno biały – mają swoje mocne i słabe strony, upodobania i talenty, lęki i słabostki. Znamy ich przeszłość, z zainteresowaniem śledzimy teraźniejszość i niecierpliwie czekamy na to, co spotka ich w przyszłości. Obserwujemy dynamicznie zmieniające się relacje między przyjaciółmi. Widz ma wrażenie, że oni wszyscy marzą, myślą, czują, cierpią na naszych oczach. Są po prostu żywi i autentyczni, a przez to bliżsi naszemu sercu.
Niesamowite bywają też postacie drugoplanowe, które pojawiają się na krótko, ale wprowadzają dużo świeżości, a niekiedy wywołują spore zamieszanie. Często grane są przez znanych aktorów takich jak Brad Pitt, Bruce Willis czy Julia Roberts. Serial nie byłby tak lubiany, gdyby nie obecne w nim poczucie humoru. Marta Kauffman i David Crane zadbali o humorystyczne dialogi i śmieszne sytuacje. „Friends” mają to do siebie, że nawet w chwilach, które wyciskają nam z oczu łzy, potrafią niespodziewanie wywołać uśmiech na naszej twarzy. Dla mnie ten serial to idealny „poprawiacz humoru”. Działa równie dobrze, jak czekolada lub gorąca herbata w jesienny deszczowy dzień.
Osobną kwestią jest sceneria. Nowy Jork niezaprzeczalnie kreuje specyficzny klimat. „Wstawki” ukazujące ulice i budynki są przyjemnym przerywnikiem między scenami. A główne i niezmienne miejsca akcji, czyli dwa sąsiadujące ze sobą mieszkania oraz Central Perk, mimo że znajome, pozostają przytulne i nie nudzą. Na uwagę zasługuje również klimat lat ’90. Objawia się we wszystkim – otoczeniu, ubraniach, muzyce. Serial sprawia, że żałuję, iż nie miałam okazji żyć w tamtym czasach w takim mieście, jak na przykład Nowy Jork. Uwielbiam również piosenkę z czołówki, która nigdy się nie zmieniła i nawet po dwukrotnym obejrzeniu wszystkich 10 sezonów potrafię ją nucić z przyjemnością i bez cienia zirytowania. Jest chwytliwa, a równocześnie odzwierciedla główną ideę serialu. Słowa refrenu: „I’ll be there for you when the rain start to pour… I’ll be there for you ‘cuz you’re there for me too…” („Będę przy tobie, kiedy znów rozpęta się burza… Zawsze będę przy tobie, bo ty też jesteś przy mnie…”) odzwierciedlają relacje naszej ulubionej szóstki.
Trudno opisać coś, co uwielbiamy i nie popaść przy tym w nieuzasadniony dla tych, którzy nie mieli okazji tego poznać, zachwyt. Dla mnie „Przyjaciele” są czymś, o czym już nigdy nie zapomnę. Po zakończeniu serii w oku zakręciła mi się łezka, ponieważ tak trudno było rozstać się z tymi postaciami i ich przygodami. Byłam zaskoczona, że można się tak przywiązać do bohaterów stworzonych przez serial i tak za nimi tęsknić. Dlatego po ciężkim dniu bardzo lubię włączyć sobie parę odcinków, gdy chcę się zrelaksować. Odczuwalna nostalgia na widok czołówki i zasłyszanej muzyki wywołuje u mnie ciepło i spokój. „Przyjaciele” z pewnością wychowali i ukształtowali pokolenia. Jest to tytuł znany i lubiany, który odcisnął swoje piętno, który niekiedy bawiąc uczył tego, co ważne. Mimo, że serial powstał aż 22 lata temu wciąż jest aktualny. To właśnie jego prawdziwa siła i wartość. Myślę, że ta produkcja odzwierciedla to, o czym marzy każdy z nas – mieć w życiu kogoś, kogo kochamy i na kogo zawsze możemy liczyć. Polecam gorąco! :)
Komentarze ( )