W 1939 r. w Łańcucie na Podkarpaciu mieszkało około 2750 Żydów. Gdy kampania wrześniowa dobiegała końca, spotkał ich straszny los. Niewielu odważyło się im pomóc. Jednak byli tacy, którzy nie bali się wystąpić przeciwko złu.
Obie ścieżki prowadzą w jedno miejsce
Naród wybrany stanął przed wyborem: poddać się okupacji niemieckiej czy uciec do strefy radzieckiej? Oba rozwiązania są tragiczne. Skutek każdej decyzji musiał być katastrofalny. Zbrodnie narodowych socjalistów nie były jeszcze na początku wojny ujawnione. Wiadomo jednak było o antysemityzmie w NSDAP. Po drugiej stronie jednak nie było to również nieznane zjawisko. Poza tym do nikogo nie przemawiała nędza, jaką niósł ze sobą komunizm. Wielu nie chciało się rozstawać ze swoim domem, rodziną, znajomymi. Każdy wybór wiódł jednak do nieuniknionego. Nawet ucieczka na stronę Rosjan nie ratowała zbiegów, bowiem Stalin wkrótce w imieniu Ludu Pracującego Miast i Wsi zdecydował się wysłać Żydów do Niemiec, jako akt przyjaźni między sojusznikami.
Nieuniknione
Szybko wprowadzono nowe porządki. Untermenschen zostali szybko zapędzeni do prac przymusowych. Ale to był dopiero początek. Wszyscy wiemy, co wtedy się działo. Zamiast wyliczać, co Niemcy zrobili i kłócić się, w jakim stopniu ten naród jest winny, najlepiej przywołać słowa Zofii Nałkowskiej „Ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Niedaleko miejscowego stadionu było kiedyś miejsce rozstrzeliwań, zarówno pojedynczych jak i grupowych. Mieszkańcy Łańcuta zachowali pamięć o ofiarach.
Wielu oprawców, nie tylko Niemców, postanowiło się na tej sytuacji dorobić. Częste były, bowiem grabieże żydowskich majątków. Trudno było interweniować. Polacy, jako Słowianie, również cierpieli za swoje pochodzenie. Chociaż w nazistowskim systemie wartości ras, stali wyżej niż naród wybrany, to i tak wycierpieli stanowczo za dużo. Nikt nie chciał na siebie ściągać dodatkowego gniewu okupanta.
Ci, którzy się odważyli
Mimo to byli tacy, którzy mieli odwagę się przeciwstawić. Najlepszym tego przykładem jest rodzina Józefa i Wiktorii Ulmów z Markowej. Ich dom znajdował się daleko od centrum wioski, co dawało złudne poczucie bezpieczeństwa. Już na początku wojny Ulmowie udzielali schronienia potrzebującym. Pod koniec 1941 roku rodzina przyjęła pod swój dach ośmiu Żydów z rodzin Szallów i Goldmanów. Sami mieli do utrzymania sześcioro dzieci, mimo to zdecydowali się na pomoc prześladowanym w tych trudnych czasach. Udało się ich ukrywać aż do 24 marca 1944r.
O pierwszej w nocy członkowie niemieckiej żandarmerii i kilku granatowych policjantów wtargnęło do gospodarstwa. Najpierw kazano Polakom patrzeć, jak zabijają ich podopiecznych, następnie rozstrzelano Józefa i Wiktorię (która była w stanie błogosławionym) oraz ich dzieci.
Większości sprawców nigdy nie dosięgła sprawiedliwość. Jeden z prowodyrów tej zbrodni, policjant Leś, został zabity przez członków ruchu oporu. Kokott zmarł w więzieniu w 1980 r. (skazano go na śmierć, ale wyrok zamieniono na dożywocie). Dowódca żandarmów, Dieken, został po wojnie schwytany, ale zmarł, nim doczekał się wyroku.
Jedyne, co możemy zrobić dla Ulmów i innych ofiar to pamiętać i przekazywać tę pamięć dalej. Nie bójmy się, więc tego robić.
Praca przygotowana na XVI Wielkopolski Konkurs Dziennikarski – “Wydarzenie, które wstrząsnęło moja miejscowością” – organizowany przez Klub Dziennikarski TeXT działający w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1 w Poznaniu (pismotext.manifo.com).