Kiedy w lutym 2016 r. na wielkie ekrany wszedł animowany film „Zwierzogród”, repertuar kin obfitował w licznie oczekiwane premiery filmowe, do których należał m.in. „Londyn w ogniu”. W niedługim czasie po pierwszej projekcji „Zwierzogród” w reżyserii Byrona Howarda i Richa Moore’a przebił swą popularnością pozostałe filmy, a producentom przyniósł miliard dolarów zysku (ponad 5 razy większą sumę niż chociażby wspomniany wcześniej film akcji). Co więcej, według „filmwebu” produkcja znalazła się w czołówce światowych komedii. Co stoi za sukcesem „bajki” (nie tylko) dla dzieci?
Zanim postaram się odpowiedzieć na to pytanie, muszę przyznać, że sama dałam się zwieść stereotypowej opinii, że filmy animowane mają banalną fabułę i niczym nie mogą zaskoczyć. Czego można się w końcu spodziewać po produkcji, której odbiorcami z założenia mają być głównie dzieci? Podążając takim tokiem rozumowania, długo zwlekałam z oglądnięciem tego filmu. Zdecydowanie niepotrzebnie!
Konwencja filmu opiera się na rzutowaniu realiów życia ludzkiego na świat zwierząt. Bohaterami są więc chytre lisy, pracowite króliki, niepozorne owce, przywódcze lwy czy chociażby hałaśliwe kojoty, które żyją w ogromnej metropolii, zwanej Zwierzogrodem. Brzmi dość irracjonalnie, ale to przecież dopiero początek. Wszystkie zwierzęta tworzą bowiem zgraną społeczność, pełniąc w niej określone role, a poszczególne cechy, charakterystyczne dla danego gatunku, pozwalają im obejmować różne stanowiska.
W tym miejscu należałoby przestawić główną bohaterkę – Judy Hopps, która pomimo swej wątłej króliczej budowy postanawia zostać dzielną policjantką. Trud, jaki musi włożyć w mozolny trening to zaledwie przedsmak tego, co spotka Judy wkrótce po objęciu stanowiska parkingowej. Hopps bowiem chce za wszelką dorównać kolegom na komisariacie i udowodnić, że stać ją na coś więcej niż „wlepianie” mandatów za nieprawidłowe parkowanie. By tego dokonać, postanawia rozwikłać zagadkę licznych porwań w Zwierzogrodzie. Ma na to 48 godzin i swoistą pomoc w postaci szczwanego lisa…
Już na wstępie film okazuje się być kulminacją tego, co najlepsze w bajkach Disneya: nie tylko w związku z pełną zwrotów akcji, wciągającą fabułą, która z czasem przeradza się wręcz w zagadkę kryminalną, ale również na zachwycające animacje. „Zwierzogród” to przede wszystkim imponująca praca grafików, którzy zadbali o każdy, nawet z pozoru nieistotny szczegół otoczenia. Ta niewiarygodna precyzja sprawia, ze film jest niezwykle malowniczy, a od cudownych krajobrazów trudno oderwać wzrok.
Drugą, nie mniej ważną kwestią, są dialogi. Ukłon w stronę scenarzystów, którzy obdarzyli bohaterów niebanalnym dowcipem okraszonym zdrową dawką ironii. Warto zwrócić uwagę na mistrzowski humor sytuacyjny, który bawi, nieraz do łez. Bez echa pozostać nie mogą także trafne, feministyczne wtrącenia, które nieraz są jednocześnie celną puentą dla danej sytuacji.
Ciekawa koncepcja zastąpienia świata ludzi światem zwierząt sprawdza się doskonale. Dzięki temu film z przymrużeniem oka pokazuje ludzkie przywary czy uprzedzenia. Pośrednio wytyka też stereotypy. Nieraz jest słodko – gorzki. Fenomen filmu przejawia się jednak w tym, że nie jesteśmy z góry oceniani, a jedynie skłaniani do przemyśleń. Oglądając „Zwierzogród” zdajemy sobie bowiem sprawę, że jako ludzie wcale nie jesteśmy idealni, że popełniamy błędy, że ranimy swoich przyjaciół, że często jesteśmy interesowni w tym, co robimy. Ale potrafimy przecież być też wrażliwi, szczerzy i dobrzy dla innych. Potrafimy gonić marzenia i spełniać je. I z taką refleksją pozostawia nas film.
Trafionym w dziesiątkę zabiegiem i dużym plusem „Zwierzogrodu” jest prezentowanie rzeczywistości, która wydaje się dziać tu i teraz. Czasy ukazane w filmie to zdecydowanie czasy nam współczesne… współczesne aż do bólu. To bowiem era smart phone’ów, skype’a i najnowszych „apek”, które bardzo szybko zyskują (a z biegiem czasu również szybko tracą) na popularności. Aplikacja z tańczącą lamą – celebrytką, do której słabość ma (co zrozumiałe) zwłaszcza męska część społeczeństwa, to przecież w Zwierzogrodzie najgorętszy trend sezonu.
Muszę przyznać, że podczas seansu, wielokrotnie wycierałam łzy – i to nie tylko te spowodowane śmiechem. Niebanalnie zrealizowane wątki przyjaźni i miłości rodzicielskiej uruchamiają niestabilne pokłady wrażliwości emocjonalnej i głęboko wzruszają.
Uważam, że „Zwierzogród” to doskonały przepis na wesołe popołudnie spędzone w gronie rodzinnym. Myślę, że zamysłem twórców filmu było stworzyć propozycję, będącą ciekawą zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Mniejszych widzów zadowolą przede wszystkim niezwykłe animacje oraz wciągająca fabuła, starsi zaś docenią dowcipne i błyskotliwe dialogi oraz refleksyjność „Zwierzogrodu”. W kwestii uniwersalności, film można porównać do „Shreka”. Niejeden dorosły wraca do niego z sentymentem i deklaruje z przejęciem: „Takich filmów już nie ma”. Otóż takie filmy wciąż powstają i zeszłoroczna produkcja Disneya jest tego doskonałym przykładem.
Dlatego, jeżeli dziś ktoś powie mi, że „Zwierzogród” to „bajka” tylko dla małych dzieci, to i ja z dumą podpiszę się pod sformułowaniem „małe dziecko” i jeszcze niejeden raz z sentymentem powrócę do tego filmu.
Komentarze ( )