1p.jpg
pixabay.com/ Pexels

Młoda, zdolna, ambitna. Na co dzień mieszka we Francji, z powodzeniem łączy pracę zawodową restauratorki, fotografię oraz obowiązki żony i opiekę nad córeczką, Wiktorią oraz synkiem, Mateuszem. Jaki jest jej przepis na sukces? Rozmowa z Julią Bieniarz (29 lat) – właścicielką restauracji „Bistro Juliet” na południu Francji.

Jak wyglądały początki Twojej kariery?

Cóż… Początki nie należały do najłatwiejszych. Wyjechaliśmy z Tomaszem do Francji jeszcze zanim się pobraliśmy. Pracowaliśmy wtedy jako kelnerzy w jednej z bardziej znanych francuskich restauracji. Mieszkaliśmy w małym wynajętym mieszkanku. Kiedy się pobraliśmy 7 lat temu, stwierdziliśmy, że Francja to nasze miejsce na ziemi i postanowiliśmy tu zostać na stałe. Mąż pracował wówczas jako manager,  ja – jako pomocnik kucharza. Od zawsze lubiłam gotować, a ta praca jeszcze bardziej rozwinęła moje kulinarne pasje. Doszliśmy do wniosku, że skoro tak dobrze nam idzie, to czemu nie stworzyć czegoś własnego? I tak oto powstało „Bistro Juliet”. Oczywiście nie dalibyśmy rady, gdyby nie pomoc naszych znajomych, którzy okazali nam ogromne wsparcie.

Jak udaje Ci się pogodzić obowiązki zawodowe z pracą fotografa, którą dodatkowo wykonujesz oraz z rolą żony i matki?

Nie jest to łatwe, ale jakoś sobie radzę (śmiech). Kiedy po urodzeniu dzieci poświęcałam czas rodzinie większą część moich obowiązków przejął przyjaciel, Ricardo. Mój mąż zajmował się restauracją od strony organizacyjnej: przyjmował zamówienia na imprezy, organizował z Ricardem menu, dbał o to, aby wszystko funkcjonowało jak należy. Teraz w wychowaniu dzieci pomaga mi teściowa, która przeprowadziła się do nas, gdy urodził się Mateusz. Fotografia nie jest moją pracą, ale pasją, z której nie zamierzam rezygnować. Fotografuję głównie portrety moich dzieci oraz znajomych. Robię również zdjęcia potraw, którymi później ozdabiam ściany mojej restauracji.

Czy zdarzają się sytuacje, w których nie radzisz sobie z wykonywaniem obowiązków? Co wtedy robisz, w kim znajdujesz wsparcie?

Tak, było niestety kilka takich sytuacji… Otrzymuję wtedy wsparcie ze strony męża. Dużą pomocą jest również moja teściowa, gdyby nie ona,  nie wiem, czy wróciłabym do pracy… Na polu zawodowym moją prawą ręką jest Ricardo. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć – jest wspaniałym przyjacielem.

Czy oprócz fotografii masz jeszcze jakieś inne zainteresowania i pasje, którym się oddajesz?

Hmm… Kiedyś bardzo lubiłam rysować. Ale teraz z racji wielu obowiązków jedynymi rysunkami są te, które wykonuję na prośbę moich dzieci (śmiech), czyli księżniczki, kotki, pieski… Natomiast bardzo lubię samodzielnie wykonywać różnego rodzaju ozdoby z okazji świąt czy innych uroczystości. Czasami pomagają mi w tym dzieci, świetnie się przy tym bawimy.

Szklanka jest dla Ciebie do połowy pusta czy pełna?

Oczywiście do połowy pełna! Z natury jestem optymistką. I chociaż życie upływa mi dosyć szybko – potrafię się nim cieszyć i czerpać z niego garściami. Jestem zdania, że należy doceniać wszystkie zdarzenia, jakimi doświadcza nas los. Życie składa się nie tylko z miłych, ale także i czasem przykrych niespodzianek. Trzeba to wszystko przyjąć i się z tym zmierzyć. To nas umocni i sprawi, że staniemy się silniejsi.

Czy w ciągu dnia znajdujesz czas dla siebie? Co wtedy robisz?

Staram się dzielić czas pomiędzy prowadzenie restauracji a rodzinę. Dodatkowym zajęciem jest dla mniej również fotografia. Za namową przyjaciół myślę o otwarciu małego studia fotograficznego.  Do tej pory daję sobie radę z łączeniem obowiązków, potrafię też znaleźć trochę czasu dla siebie. Najczęściej jest to już w późnych godzinach wieczornych, kiedy dzieci śpią. Oddaję się wtedy relaksującym kąpielom, poświęcam czas na zabiegi odprężające i pielęgnacyjne. Spędzam czas ze swoim mężem. Rano przed otwarciem restauracji oboje udajemy się na poranny jogging. To dodaje nam ,,Powera” na cały dzień.

Pomimo swojego młodego wieku osiągnęłaś w życiu wielki sukces. Czy masz może – jak na restauratorkę przystało – jakiś przepis na sukces?

Rzeczywiście przepisów posiadam wiele. Jednak taki jeden sprawdzony przepis na sukces chyba nie istnieje. Na pewno jest w tym wszystkim zasługa moich bliskich, którzy zawsze mnie wspierali i pomagali. Dodatkowo musi być dobra motywacja do stworzenia czegoś, co będzie naszym celem w życiu.

Dziękuję za rozmowę.