Każdy z nas ma wiele zainteresowań. U jednych jest to sport, u drugich muzyka. Są jednak wśród nas Ci, którzy zainteresowania wiążą pracą. Niełatwą i bardzo odpowiedzialną. Oto wywiad z Wojtkiem Pelcem – kierowcą tira.
Jak zaczęła się Twoja przygody z jazdą tirem?
Pamiętam to jakby było wczoraj. W wakacje, jakieś 20 lat temu, pojechałem z żoną i córką do mojego dobrego przyjaciela – Łukasza. Wtedy on już jeździł tirem, nie było go w domu czasem nawet i po parę miesięcy. Bardzo dużo opowiadał. Też chciałem tego spróbować, poczuć, jak to jest, więc to była szybka decyzja. Jeszcze tego samego dnia rzuciłem swoją dotychczasową pracę i zatrudniłem się w firmie z kierowcami tirów.
Co na to Twoja rodzina, przyjaciele?
Moja żona była w szoku, w sumie się jej nie dziwię. Mama, kiedy to usłyszała, zaniemówiła. Powiedziała, że chyba oszalałem. Ja byłem młody, nie chciałem jej słuchać. Moje rodzeństwo oczywiście było podekscytowane, że ich kochany, „mały” braciszek będzie zwiedzał świat w tirze.
Jak wyglądała Twoja pierwsza podróż i ile trwała?
Pierwszy raz pojechałem do Niemiec, nie chcieli mnie wysyłać daleko tak od razu, mi też to odpowiadało. Nie powiem… „stresik” był, czy sobie poradzę, czy nie spanikuję szczególnie w nocy, śpiąc sam na jakimiś parkingu. Przewoziłem wtedy produkty spożywcze. Jechałem w zimie. Szybko robiło się ciemno i było wszędzie biało, więc dużo do oglądania nie miałem. Dojechałem i wróciłem szczęśliwie, wydaje mi się, że po 7 dniach.
Od razu zacząłeś jeździć tirami naładowanymi, z dużą naczepą czy dopiero z czasem?
Pewnie, że z czasem. Wiadomo, że „świeżaka” nie chcieli i też nie mogli wysłać na samym początku z tirem z naczepą, która przewozi ważne materiały.
Dokąd była Twoja najdalsza podróż i ile trwała?
Najdalej jechałem do Irlandii. Nie było mnie w domu przez jakiś miesiąc, jak nie więcej. To była pierwsza podróż, w której musiałem wjechać tym ogromnym autem na prom.
Kiedyś w taką podróż zabrałeś tatę, czy teraz też się zdarza, żeby ktoś dotrzymywał Ci towarzystwa? Lubisz jeździć samotnie?
W poprzednie wakacje zabrałem ze sobą syna. Wiadomo, że nie jechałem wtedy tak daleko, tylko blisko, bo na Węgry. Czy lubię jeździć samotnie? Hm… to trudne pytanie. Jestem dość gadatliwy, lubię towarzystwo innych. Wiadomo, że brakuje czasem odezwania się do drugiego człowieka. Na początku było bardzo trudno, ale z czasem już się przyzwyczaiłem i nawet lubię jeździć sam. Podziwiam wtedy piękne widoki, myślę o różnych rzeczach.
Co w swojej pracy lubisz najbardziej?
Najbardziej lubię to, że zwiedzam inne kraje, miejsca. Poznaje nowych ludzi. Próbuję potraw, które kiedyś były dla mnie zupełnie obce, np. jedzenie ślimaków we Francji. Żyję pełnią życia, jak to się mówi (śmiech).
Jakie są minusy bycia kierowcą tira?
Największym minusem jest długa rozłąka z bliskimi. Bardzo tego nie lubię. Jazda w kabinie po paręnaście godzin na dobę, w prawdzie z przerwami, ale krótkimi, odbija się na bolącym kręgosłupie. W czasie podróży nie zawsze są dobre warunki na odświeżenie się. Minusem jest też nocowanie samemu w tirze, nigdy nie wiadomo, co może stać się w nocy, kto może kręcić się przy samochodzie.
Przywozisz jakieś upominki dla rodziny?
Niedawno wróciłem z Hiszpanii. Przywiozłem siostrze i jej rodzinie dużo prawdziwych, hiszpańskich pomarańczy. Tam, gdzie jestem, staram się kupić coś dla swoich dzieci i bliskich. Nigdy o nich nie zapominam, bo to właśnie oni mnie wspierają.
Podobają Ci się inne kraje? Jest w nich coś takiego, że powróciłbyś do nich kiedyś?
Oczywiście, że podobają. Każdy kraj ma w sobie to coś, co go wyróżnia i przyciąga turystów. Jest dużo takich biednych, gdzie miałem okazje być, ale mieszkańcy mają wielkie serca, większe niż niejeden „bogacz”. Czasem widzę też zniszczenia, np. po huraganach czy też w lecie dużo spalonych łąk, lasów. Jest to przykry widok.
Masz jakiś grafik, gdzie i kiedy pojedziesz, czy wygląda to zupełnie inaczej?
Nie, jest to bardzo spontaniczne. Dostaję telefon, mam się szybko spakować i za parę godzin być gotów do jazdy, nie wiem, ile ona potrwa, dokąd dokładnie jadę. Wszystkiego dowiaduję się w biurze u mojego szefa przed samym wyruszeniem w trasę. Były takie sytuacje, że nawet w wigilię nie było mnie w domu, bo musiałem jechać z towarem.
Bardzo dziękuję, za rozmowę. Szerokich dróg!