Ania.jpg
materiały prasowe dystrybutora

„Czerwień rubinu” to film w reżyserii Felixa Fuchssteinera, powstał on w oparciu o książkę, o tym samym tytule, autorstwa niemieckiej pisarki Kerstin Gier. Jej „ Czerwien rubinu” jest pierwszą częścią w „Trylogii czasu” (wraz z „Błękitem szafiru” oraz „Zielenią szmaragdu” ).

Film przedstawia historię 16–letniej Gwendolyn Shepherd (Maria Ehrich), która dowiaduję się, że odziedziczyła gen podróżowania w czasie. Jak się okazuję, matka głównej bohaterki chciała oszukać los i data urodzin Gwendolyn została zamieniona, aby podejrzenie o posiadanie niezwykłego genu spadło na kuzynkę dziewczyny – Charlotte. Jednak pewnego dnia prawda wyszła na jaw, a zdezorientowana Gwendolyn nieświadoma powagi sytuacji musi podjąć wyzwanie, jakim są niebezpieczne podróże do odległych lat. Towarzyszy jej Gideon de Villiers (Jannis Niewöhner), z którym na początku ma dosyć chłodne relacje.

To film, który nie będzie się podobał wszystkim odbiorcom, ze względu na gatunek, jakim jest fantasy. Jednak w porównaniu z innymi produkcjami tego rodzaju  tu elementy fantastyki są dosyć stonowane, co pozwala na poświęcenie uwagi temu filmowi nawet laikowi w dziedzinie świata fantastycznego, gdyż jedyne elementy fantasy to kilkusekundowe momenty, w których bohaterowie przenoszą się w czasie.

Do gry aktorów nie mam zastrzeżeń – swoje zadanie wykonali dobrze. Atrakcyjności produkcji dodaje wątek znajomości pomiędzy Gwendolyn oraz Gideonem, który z czasem przeradza się w bliską relację. Muzyka nie wywarła na mnie znaczącego wrażenia, lecz dobrze wkomponowała się w całość. Warto też zwrócić uwagę na krajobrazy podczas podróży, np. do roku 1912. Widz ma wrażenie, że bohaterowie naprawdę znajdują się w innej epoce. Dobór kostiumów daje rzeczywiście poczucie podróży w czasie.

Podsumowując, film przyjemnie się ogląda, nie wymaga od odbiorcy wielkiego skupienia na akcji, gdyż nie grozi to zgubieniem wątku. Jak najbardziej nadaje się do oglądania po ciężkim i stresującym dniu lub w czasie niedzielnego obiadu. Nie żałuję, że poświęciłam dwie godziny na „Czerwień rubinu”, aczkolwiek po kolejnej części spodziewam się czegoś więcej.