Ciekawe, jak to jest być wilkołakiem? Stać się szybkim, silnym, zwinnym, lubianym przez wszystkich. Jednak – jak pokazuje Russell Mulcahy, nawet likantropia ma swoją cenę. Oto recenzja „Teen Wolf”.
Serial jest prequelem filmu o tym samym tytule z roku 1985. Liczy w sumie 5 sezonów (6 sezon w listopadzie) 40 minutowych odcinków.
Scott McCall wiedzie spokojne, nudne życie. Jest osobą mało popularną, kiepsko radzi sobie z dziewczynami. Gra w szkolnej drużynie lacrosse, jednak słabo mu to idzie. Jego najlepszym przyjacielem jest zwariowany Stiles Stilinski – mistrz humoru, sarkazmu oraz „szczerości do bólu”. Pewnej nocy, dwaj przyjaciele wymykają się z domu, by zobaczyć martwe ciało, które zostało znalezione w lesie. Wtedy Scotta atakuje wilk i już na drugi dzień zamienia się w wilkołaka. Od tej pory staje się szybszy, silniejszy, a także lepiej słyszy. Lecz nie wszystko jest takie kolorowe. I właśnie od tego miejsca zaczynają się komplikacje oraz niesamowite, przerażające przygody.
Jest to produkcja typowo młodzieżowa z elementami horroru oraz fantasy. Akcja rozgrywa się w BeaconHills. Naturalnie, w tego typu serialu, nie brakuje utartych schematów: romansu chłopaka-wilkołaka i dziewczyny, która pochodzi z rodziny łowców wilkołaków, miłości typowych nastolatków, chłopaka w roli bohatera, który chce uratować wszystkich przed złem. Jednak te wątki nie są tak mocno podkreślane (całe szczęście).
Fabuła w pierwszym sezonie jest dość przewidywalna. Możemy bardzo szybko odgadnąć, co dana postać zrobi, a czego później będzie żałowała. Jednak już od drugiego sezonu następują niespodziewane zwroty akcji. Coraz częściej bohaterowie są stawiani w trudnych sytuacjach, które wpływają na ich psychikę i zmianę zachowania. Klimat w serialu jest mroczny, tajemniczy, groteskowy, dzięki czemu mamy wrażenie, że oglądamy horror z wysokiej półki.
Zdecydowanie największym atutem jest szybkie tempo akcji. W ciągu parunastu minut może się zdarzyć dosłownie wszystko. Nie ma tu żadnego „rozciągania” typu: „co by było gdyby?”. Bohaterowie szybko podejmują decyzje i również dynamicznie działają. Jeśli przez przypadek pominiemy choćby jeden odcinek, nie będziemy wiedzieć, o co chodzi w następnej części. Fabuła nie jest rozwlekana. Nie ma tu jedzenia herbatniczka czy picia kawki przez 6 epizodów, więc wielbiciele telenowel chyba nie będą zachwyceni tym serialem.
Tyler Posey, który gra głównego bohatera, w swojej roli spisuje się… przeciętnie. Oczywiście nie twierdzę, że jego gra jest zła, ale mina, która znaczy „masz coś do mnie?” albo ,,nic nie rozumiem” zdecydowanie pojawia się zbyt często na jego twarzy. W kolejnych sezonach (od trzeciego) widać różnicę w jego grze. Zdecydowanie na plus.
Największą gwiazdą serialu jest Dylan O’Brien, który wciela się w najlepszego przyjaciela Scotta – Stiles’a. Jego gra cechuje się naturalnością. Aktor nie ,,wydziwia”, nie przekoloryzowuje swojej postaci, tylko po prostu nią jest. Mimika oraz gestykulacja, którą stosuje, sprawiają, iż widz rzeczywiście myśli, że Dylan to tak naprawdę Stiles z serialu.
Do żeńskiej obsady również nie mogę się „przyczepić”. Jednak z jej grona chciałbym wyróżnić Holland Roden, która gra Lydię Martin. Aktorka świetnie pokazuje proces zmiany charakteru swojej bohaterki – z popularnej, irytującej dziewczyny, która nie zadaje się z byle kim, po kobietę, która zostaje zamknięta z licznymi problemami w psychiatryku. Holland bardzo dobrze odgrywa wahania emocji oraz niewyjaśnione zachowania Lydii Martin. Jej gra zasługuje na wielkie brawa.
Ścieżkę dźwiękową także możemy zaliczyć do zalet serialu (w końcu ,,Teen Wolf” to produkcja MTV). Nowoczesna i adekwatna muzyka w tle doskonale odzwierciedla pokazaną scenę i daje odczuć mroczną atmosferę. Już nawet „muzyczka z czołówki” może nas przyprawić o gęsią skórkę.
Największą wadą produkcji jest jednak charakteryzacja. Bohaterowie, którzy zmieniają się w wilkołaki, wyglądają jakby właśnie wrócili z nieudanej operacji plastycznej. Krzywe nosy, wystające zęby, szpiczaste uszy – czy takie rzeczy charakteryzują wilka? Zdecydowanie daleko im do ,,Zmierzchu”. Może budżet na to nie pozwolił? Nie wiem.
Słabą stroną serialu są również niedokończone wątki oraz tzw. „wywalanie” bohaterów bez wyjaśnienia. Isaac, Derek, Cora, Denny – ci wszyscy nagle znikają z ekranu telewizora. W kolejnych odcinkach nic o nich nie słyszymy. W ogóle nie są później wspominani. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może scenarzystom brakuje pomysłów?
Podsumowując, ,,Teen Wolf” to serial godny polecenia. Pomijając parę wad oraz utartą i czasami przewidywalna fabułę, reszta stoi na wysokim poziomie. Liczę na to, że ostatni sezon (który będzie emitowany od 15 listopada w USA) będzie tak dobry, jak poprzednie epizody.