Trudno policzyć, ile razy słyszałem, jak ważna jest dla Polski demokracja. Każdy polityk kolejno mówi nam, czym ona jest. Dla jednego to „wolność i równość”, dla innego to „poszanowanie mniejszości”. Ja udowodnię wam, że nie jest żadną z tych rzeczy.
Co ciekawe, przeciętnemu zjadaczowi chleba „władza ludu” również kojarzy się z takimi samymi określeniami. Zastanówmy się teraz, dlaczego. Nasz przeciętny Kowalski, trzeba to przyznać, jest politycznym analfabetą. Ma tylko dwa źródła wiedzy o polityce: pierwszym jest (lub była) szkoła, a drugim – wieczorne wiadomości. Jedyne informacje, jakie go interesują z wspomnianego wcześniej zakresu to życie polityków i afery z ich udziałem. Z wiedzy bardziej zaawansowanej może zapamiętać tylko slogany. W szkole nigdy nie pogłębiono tego tematu, a w mediach go nie poruszano, więc jedyne, co Kowalski o tym ustroju słyszy to te piękne ogólniki. Gdyby tego „przeciętniaka” o demokracje spytać, wymieniłby te górnolotne hasła.
Teraz wytłumaczę, dlaczego oni wszyscy się mylą i odpowiem na niezadawane pytanie: „Czym jest demokracja?”
Jest to ustrój, w którym rządzi większość obywateli bezpośrednio lub za pomocą przedstawicieli.
Obawiam się, że w tej definicji zabrakło takich słów jak: „równość” czy „sprawiedliwość”.
Dlaczego ludzie nie mogą pojąć, że to tylko forma rządzenia państwem? Jedna z wielu i zdecydowanie nie najlepsza. Dlaczego każdy polityk próbuje wmówić nam, że istnieje tylko jedna słuszna opcja poprzez przypisywanie „rządom ludów” atrybutów, z którymi nie mają nic wspólnego?
Natomiast nie mogę odmówić demokracji jednego. Każdy obywatel może zagłosować na kogo zechce i ma realny wpływ na kształt państwa. I właśnie to jest największą wadą tego ustroju, bowiem – jak powiedział Winston Churchill: „Najlepszym argumentem przeciwko demokracji jest pięciominutowa rozmowa z przeciętnym wyborcą”…
Komentarze ( )