Jak sam przyznaje, takich jak on jest z roku na rok mniej. Tym bardziej wielkim wydarzeniem dla nas, uczniów GM 13, było spotkanie z byłym więźniem czterech obozów z czasów II wojny światowej, panem Wacławem Bryjanowskim.
Jego historia zaczyna się w Wieluniu. Pewnego dnia do drzwi jego rodzinnego domu zapukali niemieccy żołnierze z rozkazem przewiezienia go do Wrocławia. Miał wtedy 15 lat. Jego pierwszą pracą była pomoc przy budowie koszarów. Po skończeniu tej inwestycji został przewieziony do Kluczborka, w którym był pracownikiem kolei. Po pewnym czasie został aresztowany pod zarzutem ucieczki z Wrocławia. Za karę wysłano go na osiem tygodni do obozu w Ostrowie Wielkopolskim. Kiedy wrócił do Wrocławia, został skierowany do pracy w zakładzie, w którym, posłuchawszy rady pewnego warszawiaka, podał się za tokarza. Po trzydniowym szkoleniu mógł pracować samodzielnie przy maszynie. Praca była bardzo męcząca, codziennie po 12 godzin, jednego tygodnia na poranną zmianę, a następnego na nocną. Do pracy z hotelu na Osobowicach dojeżdżał tramwajem.
Był młody i chciał korzystać z życia. Razem z przyjacielem, Karolem z Częstochowy, udawał młodego Niemca, aby swobodnie poruszać się po mieście. Dwa razy zapłacił karę 11 marek za nienoszenie na piersi litery P, co było obowiązkiem Polaków. Kiedyś wybrali się we dwóch do rodziców pana Wacława pociągiem, co było nielegalne. Nagle do ich przedziału wszedł niemiecki żołnierz wracający z frontu wschodniego. Mężczyźni nie mogli przyznać się, że są Polakami, więc rozmawiali po niemiecku. Żołnierz spytał, dlaczego w tym wieku jeszcze nie są w wojsku. Wtedy odpowiedzieli, że są w wojsku, lecz pracują w tajnym oddziale i nic nie mogą mu powiedzieć.
28 lipca 1944 roku o godzinie piątej rano Pan Wacław został aresztowany za przynależność do polskiej podziemnej organizacji. Ich dowódcy zostali przewiezieni do Berlina i skazani na śmierć przez zgilotynowanie, o czym nasz bohater dowiedział się dopiero po wojnie. Wszyscy zostali przewiezieni w wagonach towarowych do obozu Gross Rosen. Po przyjeździe należało oddać wszystkie rzeczy. Więźniowie byli mycie i goleni. Fryzurę na jeża z wyciętym pasem przez środek głowy poprawiano raz w tygodniu. Na początku dostali ubrania po dawnych osadzonych i numer na blaszkach. Kiedy przydzielono im już pracę, nasz bohater pracował w fabryce autobusów. Mieszkało się w zawszonych barakach. Trzeciego dnia Pan Wacław z powodu strasznego głodu nielegalnie wybrał się do kuchni. Na jego nieszczęście po drodze spotkał esesmana. Niestety, ze strachu zapomniał o zdjęciu czapki i okazaniu przełożonemu szacunku. Ten zaczął go wyzywać i iść w jego stronę. Pan Bryjanowski myślał, że już po nim, ponieważ Niemcy bili w specjalny sposób – najpierw w brodę, a potem w żołądek. Nie można było się przewrócić, bo wtedy kopali po nerkach i człowiek, z powodu krwotoku wewnętrznego, umierał. Jednak coś odwróciło uwagę wściekłego esesmana i ten odszedł w inną stronę. W tym momencie Pan Wacław obiecał sobie, że nigdy się nie podda.
Fakt, że otarł się o śmierć dodał mu odwagi i wewnętrznej siły. Po dwóch tygodniach został skierowany do innego obozu. Pracował tam przy budowie armat, wykonując obudowy iglic. Z dnia na dzień był coraz chudszy. Dieta robotnika składała się z filiżanki kawy zbożowej rano, chochli zupy na obiad i 250 g chleba. Po kryjomu, za pośrednictwem znajomego, wysłał rodzicom list z prośbą o paczki z jedzeniem. Można powiedzieć, że to one uratowały mu życie. Zazwyczaj były w nich cebule, które chroniły przed szkorbutem oraz gruźlicą, chleb i ciasto. Lepsze rzeczy były przechwycone przez Niemców podczas sprawdzania paczek – karmiono nimi niemieckie… psy.
21 stycznia 1945 roku rozpoczęła się ewakuacja obozu. Osadzeni musieli przejść przez zamarzniętą Odrę i maszerować wiele kilometrów po śniegu. Nasz bohater miał szczęście, bo zamiast niewygodnych drewniaków miał na nogach ciepłe buty kupione na obozowym targu. Wszyscy musieli spać w stodole, a rano zmywali brud śniegiem, który służył także jako picie. Do Gross Rosen po pięciu dniach podróży dotarło 2/3 obozowiczów. W obozie Pan Wacław znalazł Karola, który mieszkał w starej części. Pan Wacław zgłosił się on do pracy w strzegomskiej piekarni i codziennie przynosił przyjacielowi ćwiartkę chleba.
Kolejny przystanek to obóz w Austrii, gdzie Pan Wacław pracował w fabryce karabinów. 5 maja nadjechały amerykańskie czołgi, co oznaczało wyzwolenie. Pierwszym posiłkiem na wolności naszego bohatera była marmolada znaleziona w baraku niemieckich żołnierzy, którzy uciekli wcześniej. Wszyscy ocaleni wybrali się do magazynu, aby zaspokoić głód. Pan Wacław poszedł na układ z pewnym Rosjaninem: pół chleba za pół kostki margaryny…
Potem nastąpił powrót do Polski. Pan Wacław zapytany o najgorszy moment z tamtego okresu odpowiedział, że były to krzyki gazowanych ludzi, za których mógł się tylko modlić. A najlepszy moment? Nietrudno się domyślić – to chwila wyzwolenia…
WIKTORIA NOWIK – 3 e , Gimnazjum nr 13 im. Unii Europejskiej we Wrocławiu
Komentarze ( )