pobrane (1).jpg
– Czego szukasz na tej naszej Ziemi? – Ludzi – odpowiedział bez zastanowienia. – Ludzi? – jeszcze raz zapytałem zdziwiony. – Ta planeta ma cztery miliardy mieszkańców. To jest tak wielka liczba, że nie potrafię jej sobie wyobrazić. To o wiele więcej niż gwiazd, kiedy się patrzy na niebo bez teleskopu. Ludzi nie trzeba szukać, oni są wszędzie. Dokądkolwiek pójdziesz na tej planecie, zawsze w końcu ich spotkasz. W najbardziej niedostępnych miejscach, wśród lodów i na gorącej pustyni. Nie trzeba ich szukać. – Nie zrozumiałeś mnie dobrze – rzekł Mały Książę. – Ja nie szukam mieszkańców. Ja… ja szukam ludzi.

„Mały Książę” zrobił na mnie ogromne wrażenie – dawno żadna książka nie spodobała mi się tak bardzo. Chętnie sięgnęłam po jej kontynuację z myślą, że zachwyci mnie jeszcze bardziej, ale niestety, nie sprostała moim oczekiwaniom…

Ostatnią przeczytaną przeze mnie książką jest kontynuacja „Małego Księcia” pt. „Mały Książę ze strychu”, której autorem jest pan Janusz Włodarczyk. Do jej przeczytania zachęciła mnie nauczycielka języka polskiego podczas omawiania lektury.

„Mały Książę” zrobił na mnie ogromne wrażenie – dawno żadna książka nie spodobała mi się tak bardzo. Chętnie sięgnęłam po jej kontynuację z myślą, że zachwyci mnie jeszcze bardziej, ale niestety, nie sprostała moim oczekiwaniom… Według mnie jest zbyt oczywista. Po przeczytaniu pierwowzoru, który skłonił mnie do refleksji, liczyłam  na coś podobnego w kontynuacji jego przygód. Niestety, doszukałam się wielu różnic w stylu i języku oraz klimat był zupełnie inny. Plusem może być to, że w tej książce znajdują się wyjaśnienia i dopowiedzenia, które pomagają zrozumieć niektóre aspekty “Małego Księcia”, choć mi osobiście wielką przyjemność sprawiło dociekanie „prawdy” i przemyślenia nad ukrytym  sensem poszczególnych zdań.

Uważam, że „Mały Książę ze strychu” jest książką dla nieco młodszych odbiorców niż „Mały Książę”. Wydaje mi się, że autor ją uprościł.  Jest przyjemna w czytaniu, ale nie płynie z niej taka nauka jak z pierwszej książki, w której każda przygoda Księcia uczyła czegoś nowego i dawała okazję do rozważań. Nie porównując ich do siebie, mogłabym powiedzieć, że recenzowana przeze mnie książka jest całkiem dobra, choć nic wyjątkowego w niej nie znalazłam.

Nie jest to książka, która zawładnęła moim sercem i pewnie nie wrócę do niej w przyszłości, ale ciekawych zachęcam do jej przeczytania, oczywiście po wcześniejszej lekturze „Małego Księcia”. Może innym przypadnie ona do gustu i spodobają im się opisane w niej przygody.