W weekend 5-6 września na Jeziorze Kierskim odbyły się Mistrzostwa Wielkopolski. Oto kilka słów mojego komentarza…
W miniony weekend w Kiekrzu odbywały się Regaty Pamięci, których organizatorem był Jacht Klub Wielkopolski. Jednocześnie wraz z tymi zawodami rozegrano pierwszą część Mistrzostw Wielkopolski – w klasach Laser Radial oraz Optimist. Mimo bardzo zmiennej aury, udało się przeprowadzić zmagania zawodników. Sam miałem przyjemność stawić czoła rywalom w klasie Laser Radial. Były to moje pierwsze regaty na Radialu (od Laser’a 4.7 różni się wielkością żagla). O tym debiucie dzisiaj opowiem…
Ból, zmęczenie i garść emocji
Na linii startu Radiala stawiło się ponad 30 jachtów z całej Wielkopolski. Rozegrano 6 wyścigów – 2 w sobotę i 4 w niedzielę, gdyż na taki podział weekendu pozwoliły warunki atmosferyczne. Już pierwszy dzień pokazał, że do ostatniego wyścigu rozgrywać będzie się walka o kluczowe miejsca. Do ostatniego biegu nikt nie odpuszczał, trwała zażarta rywalizacja o każdą lokatę. Warto nadmienić, że sezon wkracza w kluczową fazę i w najbliższym czasie rozgrywane będą najważniejsze imprezy w sezonie. Mistrzostwa województwa w klasach OPP i LAR to dopiero początek największych emocji. To właśnie na ten etap ciężko wszyscy ćwiczą, trenują i sprawdzają postępy w kolejnych weekendowych zmaganiach.
“Od zera do bohatera”
Wśród tych 6 wyścigów nie wszystko poszło tak, jakbym sobie tego życzył. Zazwyczaj w regatach jeden najgorszy rezultat zostaje odrzucony i nie jest brany pod uwagę w końcowej liczbie punktów, jednak mi zdarzyły się dwa nieudane wyścigi. Co gorsza, spowodowane niemal tym samym błędem – słaby start i “na dzień dobry” spora strata do reszty. Efekt? Dwa miejsca pod koniec trzeciej dziesiątki. Pierwsza “skucha” przytrafiła się w sobotę, a druga w niedzielę i myślę, że miało to znaczenie, gdyby coś podobnego stało się na przykład dwa razy z rzędu, dużo trudniej byłoby się podnieść. Nawet przy odstępie, były to dwa potężne ciosy. W ostatnim wyścigu regat zapowiadało się na powtórkę “z rozrywki”. Po pierwszym kursie zajmowałem 3 miejsce od końca, mogłoby się wydawać, że jest już po wszystkim, że na medal nie ma co liczyć, że właściwie dojdzie do spektakularnej porażki na ostatniej prostej. Jednak gdzieś w środku tliła się jeszcze nadzieja i to właśnie ta, która umiera ostatnia, rozpaliła płomień. To tchnięcie pozwoliło, by pewną sztuczką regatową (bazującą na obserwacji i szybkim obmyślaniu następnych ruchów pod względem taktycznym), wyprzedzić około 15 łódek i zakończyć ostatecznie wyścig na lokacie 10. Choć to nie był wymarzony rezultat, to lekcja była niezwykle cenna. Nie wspominam tu o tamtej sytuacji, by się chełpić. Równie szczegółowo mogę opowiedzieć, jak zepsułem dwa starty, licząc na start ze skrajnej strony startu – taki pomysł skończył się przegraniem walki o pozycję i startem dopiero 30 sekund po wszystkich. Chcę jedynie pokazać, że zawsze należy walczyć do końca i się nie poddawać. Gdybym wtedy zrezygnował z dalszej walki, to nie mógłbym się cieszyć wspólnie z klubowym kolegą Pawłem, któremu gratuluję srebra w tych samych regatach, a jedynie musiałbym obejść się smakiem i przełknąć bardzo gorzką pigułkę smutku. Dlatego życzę wszystkim wytrwałości, pasji i walki!
Miód i pieprz
Na koniec chcę jeszcze raz wspomnieć o walce do końca. Nawet jeśli ktoś nadmieni Wam, że robicie coś źle, to nie musi oznaczać tego, że uważa nas za słabych w tym, co robimy. Być może wierzy w nas i wie, że stać nas na dużo więcej. Gdyby ktoś kiedyś zwrócił Wam podobną uwagę, nie bierzcie tego do siebie. Potraktujcie to jako zastrzyk energii, jako zapałkę, która wznieci w Was płomień walki i pokażecie swoje najwyższe umiejętności, a może zdobędziecie więcej niż myślicie…
Ta nieco metaforyczna oprawa graficzna pochodzi ze strony: pixabay.com/illustrations/fire-and-water-fight-hands-fire-2354583/
Komentarze ( )