pearlharbor_paper.jpg

7 grudnia 2015 roku, o godzinie 7:10, minęła 74. rocznica zmasowanego ataku japońskiego na flotę Pacyfiku stacjonującą na Hawajach. Wydarzenie to spowodowało dołączenie USA do walk podczas II Wojny Światowej, po stronie aliantów. Największym konfliktem zbrojnym, jaki prowadziły Stany Zjednoczone, była wojna z Japonią na Pacyfiku i w Azji, która rozpoczęła się od ataku na Pearl Harbour. Lecz czy na pewno był to niecny atak Cesarstwa Japonii czy raczej plan prezydenta Roosevelta?

Był 7 grudnia 1941, tego właśnie dnia Winston Churchill przebywający w swojej rodzinnej rezydencji w Chequeres zażywał relaksu przy stole obiadowym wraz z dwoma Amerykanami: panem ambasadorem Johnem Winatem i Averellem Harrimanem, bliskim przyjacielem prezydenta USA, Franklina D. Roosvelta. Ponieważ nawet w czasie wojny prawdziwy szanujący się Anglik tradycyjnie odpoczywa podczas weekendu. Panowie rozprawiali raczej o sprawach mniejszej wagi, niż zmagania wojenne. Rozmowa cichła. Lokaj dolał wszystkim zgromadzonym wina, a Churchill chwycił za radio stojące na komodzie, aby posłuchać wieczornych wiadomości. Pan premier nie był zbyt zainteresowany wydaniem wieczornego serwisu, jednym uchem słuchał, a drugim wypuszczał słuchane informacje. Alianci zdobywają Libię… Walki na froncie rosyjskim… Wciąż to samo. W pewnym momencie pada słowo: Japonia. Churchill wstaje z krzesła i zaczyna nasłuchiwać. Kolejno padają słowa „atak”, „flota USA”, „Pearl Harbour”. Wszyscy zaczynają uważnie słuchać radia, lecz speaker mówi już o Indiach holenderskich. Japończycy atakują brytyjskie statki.

Informacja postawiła wszystkich na równe nogi. „Czyżby „żółtki” zaatakowały amerykańskie statki?” – zapytał zdziwiony Churchill. „Doprawdy… To nic ważnego…” – uspokoił go podniecony Averell Harriman. Wtem do pokoju wszedł kamerdyner. Zazwyczaj jego odezwanie się w obecności gości i pana domu jest nie do przyjęcia, lecz to sytuacja nadzwyczajna. „Czy Panowie też słyszeli, że Japończycy zaatakowali Amerykanów na Pearl Harbour” – pyta kamerdyner. „Tak, my także to słyszeliśmy” – odpowiada Churchill. Premier natychmiast idzie do swojego gabinetu razem z gośćmi. Chwyta za słuchawkę i prosi o połączenie z prezydentem Roosveltem. Nie musiał czekać minuty, żeby usłyszeć ciepły i poważny głos. „Słyszałem, co się stało” – mówi Churchill. „Spokojnie, panie premierze. Wszystko pod kontrolą” – mówi ze zdumiewającym spokojem Roosevelt. „Skoro tak… Odezwę się jutro. Do usłyszenia” – kończy szybko Churchill i oddaje słuchawkę panu Winatowi. W czasie jego rozmowy z prezydentem padają tyko spontaniczne: „Doskonale, doskonale”, a na koniec tylko krótkie: „Ach!”.

Jedyne, co Churchill mógł zrobić, to położyć się spać. Lecz nie była to zwykła noc, była to noc zwycięstwa. Premier wiedział, że bez pomocy Amerykanów nie wygra wojny, lecz przyłączenie się Ameryki do wojny znacznie zwiększa szansę wygrania z Hitlerem. Ba, było pewne, że sprzymierzeni wygrają. Pozostaje tylko pytanie, skąd spokój i pewność prezydenta Roosevelta?

***

Jak na czas światowego konfliktu Flota Pacyfiku nie była specjalnie zdenerwowana. W niedzielny poranek 7 grudnia większość załóg przygotowywała się do porannej mszy. Inni dalej wylegiwali się w swoich hamakach i śnili o minionej nocy. Główny dowódca floty, admirał Kimmel, także pozwolił sobie, jak co sobotę, na jednego drinka i około godziny 22. położył się spać. Nie miał szczególnego zajęcia oprócz partyjki golfa z generałem Shortem, niespecjalnie chciało mu się wstawać. Tymczasem już o siódmej rano można było gołym okiem dojrzeć całą japońską Flotę Pacyfiku przygotowującą się do ataku na archipelag hawajski. Od miesiąca w Pearl Harbour stacjonowały same „perełki” flotylli pacyficznej Stanów Zjednoczonych, a wśród nich: „Maryland”, „West Virginia”, „California”, „Arizona”, „Pensylwania”, „Nevada” oraz „Oklahoma”.

Kiedy 26 listopada 1941 roku japońska flota opuszczała Kuryle, był to naprawdę cudowny spektakl. Jedne z najcięższych lotniskowców: „Akaga” i „Kaga”, obok nich pancerniki, statki wojskowe, osiem tankowców, dwa niszczyciele, pięć torpedowców, siedem łodzi podwodnych, cztery samobójcze łodzie podwodne z zamiarem przebicia się do portu i zniszczenia najtrudniejszych celów. Jest to misja samobójcza, lecz japońscy oficerowie biją się o ten honor. Na lotniskowcach znajdują się odpowiednio: czterysta dwadzieścia trzy bombowce poziome, bombowce nurkujące, myśliwce oraz torpedowce.

***

Admirał Nagumo już od dwóch dni nie śpi. Chodzi po pokładzie swojego ukochanego okrętu – „Akagi”. Lecz częstszym zajęciem admirała jest nasłuchiwanie informacji z Tokio, bo to właśnie tam ma zapaść ostateczna decyzja – wojna czy pokój. Choć Stany Zjednoczone zerwały stosunki handlowe miesiąc wcześniej, obie strony starają się zapobiec zbliżającej się nieubłaganie wojnie. Japonia jest w złej sytuacji ekonomicznej, co pcha ją ku wojnie przeciwko USA. Co jest powodem takiej sytuacji? Otóż już parę miesięcy wcześniej Stany Zjednoczone nałożyły na Cesarstwo Japonii embarga handlowe na: naftę, kerozyn, wyroby metalowe. Jednym słowem na wszystko, co można wykorzystać do celów militarnych. Japonia, nie mając wyjścia, zaczęła atakować USA, na początku drogą dyplomatyczną. Stany Zjednoczone chciały dojść do kompromisu, jednak na ich warunkach. Żadna ze stron nie chciała zrezygnować. Napięcie rosło. Przez cały wrzesień trwały niekończące się spotkania dyplomatyczne. Waszyngton wciąż zwiększał wymagania. 2 października Stany Zjednoczone zażądały od Japonii „natychmiastowego wycofania swych sił zbrojnych z Indochin, Chin i Mandżuko”. Rząd obecnego japońskiego premiera uważał się za wysłannika pokoju i chciał przystać na wszystkie warunki, lecz wobec narastających nastrojów wojennych premier musiał złożyć dymisję i oddać tekę generałowi Tojo. Był to pierwszy krok w kierunku wojny.

Wbrew oczekiwaniom, Japonia nadal prowadziła rozmowy pokojowe. Do Waszyngtonu został wysłany nadzwyczajny ambasador Kurusu, aby „wesprzeć” admirała Nomurę. Rozpoczęto rozmowy na nowej płaszczyźnie. Japonia wymagała, aby Ameryka odblokowała japońskie kredyty oraz zdjęła embargo na wszystkie towary. Były to dla Japonii bardzo ważne wymagania, ponieważ mieszkańcy dusili się na malutkich wyspach archipelagu japońskiego. W zamian za to wojska japońskie wycofałyby się z Indii Wschodnich i części Chin. Amerykańscy dyplomaci przystali na takie warunki. Japonia natychmiast nakazała wycofać swoje wojska z Indochin. Stany Zjednoczone zgodziły się nawiązać powtórne stosunki handlowe oraz odblokować japońskie kredyty, lecz na dość niecodziennych warunkach. Otóż: Japonia miała wycofać się z całych Chin, nie podejmować żadnych akcji na Filipinach i w Malezji, na Syberii oraz w Indiach Holenderskich, Chinach i Tajlandii, a także odwołać marionetkowy rząd państwa Mandżuko, wreszcie zaakceptować rząd Czang Kai-szeka, a tym samym zerwać stosunki z Berlinem i Włochami, co wykluczało ją z Osi tych państw. Jakie szanse powodzenia miał ten plan? Oczywiście, żadne!

***

Było coraz gorzej. Zaczęto niszczyć dokumenty, radia i dzienniki japońskie w ambasadzie w Waszyngtonie. Wszyscy wiedzieli już, że wojna jest nieunikniona. 27 listopada admirał Nagumo dostał rozkaz wypłynięcia w morze. Wszyscy byli zdziwieni podejściem Japończyków do sprawy po tym, jak Roosevelt zawiadomił Churchilla, że przystąpienie USA do wojny jest bliskie. Nikt nie wiedział, że flota japońska rusza do ataku. 2 grudnia Nagumo wyjawia żołnierzom prawdziwy cel rejsu. Wszyscy wypijają sake i zgodnie powtarzają: „Banzai!, Banzai! Banzai!”. Dziwna wydaje się tylko jedna sprawa, a mianowicie: dlaczego mimo zbliżającej się wojny nadal trwał regularny sygnał radiowy? Wysyłano bardzo ważne i tajne informacje wojskowe z Honolulu do Tokio i nikt tego nie zauważył? Tu właśnie pojawia się wątek „purpurowych maszyn”, które amerykański wywiad już dawno rozpracował. Odszyfrowywano wszystko, co tylko było można. Tony listów i innej korespondencji. Do tych właśnie „magicznych depesz”, jak nazywano rozszyfrowane listy, mieli wgląd jedynie: prezydent Roosevelt, sekretarz stanu Hull, sekretarz Ministerstwa Obrony, dowódca sztabu armii generał Marshall, dowódcy działań morskich oraz cała rzesza ich adiutantów. Jednak żadna z tych maszyn nie trafiła do Honolulu – głównej bazy Floty Pacyfiku.

***

Flota japońska jeszcze dwa razy zatrzymywała się, aby zatankować. Ostatnie tankowanie odbyło się dzień przed atakiem. Po paru godzinach flota znajduje się już 640 mil morskich od Pearl Harbour. Admirał Kusaka wydaje rozkaz: „Dwadzieścia cztery węzły, cała naprzód”.

O 3:00 flotylla znajduje się zaledwie 500 mil od celu. Dowódcy samobójczych łodzi podwodnych już dawno umyli się i zmienili bieliznę. Czekają na rozkaz do ataku. W kierunku zatoki wypływają dwie łodzie podwodne. Kiedy o 3:45 R. C. MacCloy zauważa peryskop łodzi podwodnej. Natychmiast daje znać swojemu przełożonemu, który rozpoczyna alarm. Wtem łódź zmienia kurs, pewnie zauważyła okręt. Kapitan okrętu USA „Ward” wydaje rozkaz do ataku. Jednak nic z tego, ponieważ łódź podwodna znika. Około 6:30 sternik „Warda” zauważa łódź podwodną ciągnącą za okrętem „Antares”, który zaraz ma wpłynąć do portu. Budzi Aughterbridga – dowódcę okrętu „Ward”. Aughterbridge wybiega na mostek – o, ironio – w japońskim kimonie! Wodolot szybujący niedaleko zrzuca granaty, a Aughterbridge wydaje rozkaz: „Ognia!”. Wszyscy widzą, jak kiosk łodzi podwodnej zapada się pod wodę. Augherbridge wysyła depeszę, lecz za tym nie postępują żadne konstruktywne decyzje.

Georges Eliott i John Lockard przejęli wartę na stanowisku radarowym w Opanie, na północnym cyplu Oahu o 4:00. Dyżur kończy się o 7:00. Na ekranie pojawia się sygnał paru zbliżających się obiektów, lecz zaraz znika. Tuż przed tym, jak przyjechać ma ciężarówka ze śniadaniem, zauważają wiele plamek na radarze. Żołnierze są trochę podenerwowani. Obliczają, że samoloty są jakieś 200 km od nich. Obydwaj wpatrują się w ekran dokładne 18 minut. Nikt nie chce budzić oficera, aby zawiadomić go o takiej „błahostce”. W końcu odważają się zadzwonić, lecz słyszą – jakże słynną odpowiedź – „Forget it!” – udzieloną przez admirała Kimmela. W końcu obaj panowie znajdują logiczną odpowiedź: przecież informowano ich o bliskim powrocie samolotów B-17. Jednak nikt nie zadaje sobie pytania, dlaczego lecą od północy, zamiast od południa? Później okaże się, że piloci „latających fortec” myśleli, że samoloty japońskie to komitet powitalny!

Godzina 8:55. Następuje wciągnięcie flagi na maszt, orkiestra przygotowuje się do zagrania hymnu. Jeden z samolotów przelatuje tuż nad głową dowódcy lotnictwa, Logana Ramseya. „Proszę spisać numery tej maszyny” – rzuca Ramsey do porucznika Bellingera – „ja się z nim rozprawię!”. W tym samym momencie nieopodal hangaru spada bomba, która roztrzaskuje szkło w oknach. „To Japończycy! Atakują nas! Alarm!” – krzyczy Ramsey. Rozpoczęło się piekło. Choć dla Japończyków był to raj, ponieważ nie napotkali żadnego oporu. Samoloty przelatywały w trzech falach. W tym samym momencie wystrzelono samobójcze łodzie podwodne i swoją misję rozpoczęli kamikadze. „Samoloty i okręty stały w idealnym szyku, jak na defiladzie” – pisał później Mitsuo Fushida. Były to idealne cele dla bombowców. Kiedy „Arizona” przewróciła się, „California” była w połowie pod wodą, a do „Arizony” przez komin wpadła 250-kilowa bomba, która rozdarła ją od środka. Druga fala zajęła się ostrzeliwaniem z karabinów maszynowych, natomiast trzecia dobijaniem mniejszych jednostek. W sumie na lądzie zginęło 2500 żołnierzy, rannych zostało 1200. Było również 68 zabitych i 35 rannych pośród cywilów. Armia Cesarstwa Japonii wyeliminowała całą Flotę Pacyfiku.

***

W Ameryce zawrzało. Nawet pacyfiści, którzy jeszcze tydzień temu byli stanowczo za tym, aby nie przyłączać się do wojny w Europie, chcieli zemsty. Cały naród domagał się krwi Japończyków. Bardzo popularnym stało się hasło: „Yellow bastards!”. W czasie obrad Kongresu osiemdziesięciu na osiemdziesięciu senatorów głosuje za przyłączeniem się do wojny. Zresztą tydzień po Pearl Harbour 14 innych państw wypowiedziało wojnę Cesarstwu Japonii.

Oczywiście powołano także Komisję Śledczą Marynarki Wojennej, która badała uchybienia, jakie nastąpiły w dniu 7 grudnia 1941 roku. Już po miesiącu znaleziono winnych zamieszani. O niedopełnienie obowiązków oskarżono: dowódcę Floty Pacyfiku, admirała Kimmela oraz generała Shorta. Natomiast listy pochwalne za dopełnienie obowiązków służbowych i wykonanie poleceń wysłano m. in. do najbliższych „znajomych” Roosevelta, tj.: ministra Marynarki Knoxa, Szefa Sztabu Armii Marshalla i Szefa Głównego Marynarki Starka. Kimmel i Short odpowiadali za to, że nie posłuchali rozkazów z dnia 27 listopada. Ale 27 listopada negocjacje i kontakt japońsko-amerykański upadły i nikt nie powiadomił o tym dowódców na Hawajach.

Jeszcze rok wcześniej nikt nie myślał o wojnie, ba, nikt nie chciał ingerować w sprawy Europy. Lecz prezydent Roosevelt nienawidził polityki Hitlera i bał się o małą, samotną, nękaną atakami Wielką Brytanię. Chciał pójść jej z odsieczą, lecz krępowały go łańcuchy demokracji. Postanowił więc znaleźć sposób, aby wciągnąć USA do wojny. Pierwszym krokiem musiała być wygrana w wyborach na trzecią kadencję. Choć zaprzeczał sobie hasłami: „Ameryka nie da się wciągnąć w wojnę”, to wygrał wybory. Teraz mógł rozpocząć swój plan. Oczywiście Ameryka mogła dojść do porozumienia z Japonią drogą dyplomatyczną, lecz to uwłaczało jej honorowi. Ponieważ Roosevelt znał treść „magicznych depesz”, mógł dowiedzieć się, jakie nastroje panują w Japonii i gdzie będzie chciała uderzyć. Wiedział także, że Japończycy chcą, aby ich cios był miażdżący. Tak właśnie narodził się pomysł na przynętę – przynętę zwaną „Pearl Harbour”. Prezydent ostrzegł wcześniej głównodowodzącego MacArthura stacjonującego na Filipinach o możliwości agresji japońskiej i o konieczności przygotowania się do odparcia ataku.

***

W 1940 roku dowódcą Floty Pacyfiku był admirał Richardson, który ogromną wagę przykładał do obrony narodowej. Dwa razy jeździł do Waszyngtonu i napominał prezydenta, że załogi jego okrętów nie były wystarczająco liczne i wyszkolone, że brakuje amunicji, lecz Roosevelt odsyłał go z kwitkiem, a kiedy był zbyt natarczywy przeniósł go do innej jednostki. Już 27 stycznia 1941, czyli niedługo po odesłaniu Richardsona, dostaje wiadomość przesłaną przez ambasadora USA w Tokio: „Minister Peru poinformował jednego z moich podwładnych, że wie z wielu źródeł, w tym ze źródła japońskiego, iż na wypadek konfliktu między USA a Japonią, Japończycy szykują niespodziewany atak całą siłą wszystkich swych wojsk na Pearl Harbour. Depesza trafiła do departamentu stanu, a stamtąd do rąk prezydenta. Roosevelt miał potwierdzenie, nawet jeśli nie uderzą na Hawaje, to i tak uderzą pierwsi. Jego plan się spełnił: udało mu się rozjuszyć Japończyków i namówić Amerykanów do przystąpienia do wojny, a co za tym idzie – do pomocy Wielkiej Brytanii, obalenia Hitlera, zdobycia przyczółków w Europie i Azji. Wisienką na torcie było, że dokonał tego bez jakichkolwiek przeszkód ze strony opozycji i w tak demokratycznym i pacyfistycznym państwie oraz że to Japonia zaatakuje pierwsza, a Waszyngton w imię sprawiedliwości i obrony ideałów będzie mógł spokojnie odpowiedzieć atakiem. Dziwnym jednak pozostaje fakt, że 7 grudnia znane były nastroje na linii Tokio-Waszyngton, lecz nikt nie ruszył głową i nie myślał nawet, aby być przygotowanym. Może taka cudowna atmosfera udzieliła się także Marshallowi i Starkowi? Pewne jest natomiast, że Roosevelt pozwolił uciec bezcennym godzinom z 7 grudnia, nawet nie wspominając o depeszach i możliwości ataku. Czy uczynił tak, ponieważ nie sądził, że atak będzie tak silny, czy też odwrotnie, ponieważ sobie to wyobrażał i w istocie pragnął tego ataku? Na to pytanie czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam.

Tekst inspirowany książką Alana Decaux “Sekrety historii”