„Pomóżcie mi zrobić z siebie znowu zdrowego, zdolnego do pracy człowieka” – ta rozpaczliwa prośba to tylko jeden ze wstrząsających fragmentów powieści, którą „ku przestrodze” czyta już od ponad 30 lat wielu nastolatków z różnych krajów.
Książka ,,My, dzieci z dworca ZOO” dotyczy historii o piętnastoletniej Christiane F. z Berlina Zachodniego, która opowiada o swojej „przygodzie” z heroiną oraz losach rówieśników, przyjaciół, często bardzo młodych narkomanów, z których wielu tragicznie kończy życie, nie mogąc zerwać z uzależnieniem.
Pozycja ta adresowana jest głownie do młodych, którzy stykają się z używkami każdego dnia. Sytuacje przedstawione w książce czytelnik widzi zarówno z perspektywy bohaterki, jak i jej matki oraz psychologów.
Lektura ukazuje prawdziwe spojrzenie na sprawę narkomani w Berlinie. Książka ma już ponad 30 lat, ale doskonale przedstawia ten problem. Wstrząsa czytelnikiem, ale musi, aby odpowiednio pokazać mu grozę sytuacji. Narkotyki niszczą człowieka od środka, za każdym „strzałem” odbierają mu zdolność do normalnego życia.
Z każdą linijką tekstu do czytelnika dociera straszna prawda rozgrywająca się każdego dnia tuż obok niego. Książka realistycznie i brutalnie pokazuje, co narkotyki potrafią zrobić z człowiekiem i do jakich czynów narkoman się posuwa, aby je zdobyć. Czytelnik staje się uczestnikiem wydarzeń. Obserwuje, jak bohaterka dokonuje strasznych i nielogicznych wyborów, tylko po to, by zaimponować znajomym. Przyjemna zabawa może stać się początkiem końca bardzo młodego człowieka.
Myślę, że jest to najbardziej brutalna książka, jaką miałam okazję przeczytać. Idealnie przedstawia problemy młodzieży, która pragnie szybko dorosnąć. Każdy człowiek, który wkracza w dojrzałe życie powinien ją przeczytać, aby nie znaleźć się w takiej sytuacji, jak Chistiane i żeby nie ocknąć się za późno.