box1567915_1280.jpg
https://pixabay.com/pl/pude%C5%82ko-trumna-pole-walizka-1567915/

– Schodzisz już? Ileż czasu można siedzieć na strychu? – usłyszałem głos siostry dochodzący z parteru.
– Zaraz! Jeszcze nie znalazłem?
– Pospiesz się!
Już od godziny próbowałem znaleźć mój kask narciarski. Nieskutecznie. Pomyślałem jednak, że to właściwie dobra okazja, by kupić nowy – tamten był już nieco sfatygowany po czterech sezonach. Już miałem zaprzestać poszukiwań, ponieważ na dole w moim pokoju czekał na mnie z niecierpliwością piękny zbiór zadań o granatowym obliczu, podpisany nazwiskiem Krzysztofa M. Pazdro, kiedy nagle zauważyłem przedmiot, którego obecność w tym miejscu zdziwiła mnie. Było to niewielkie plastikowe pudełko
z napisem „ABQ, USA” na wieczku. Na spodzie zauważyłem żółte logo DEA, czyli amerykańskiej agencji rządowej do walki z narkotykami. Zaintrygowany moim niecodziennym odkryciem postanowiłem uchylić wieczko i… Nagle z pudełka zaczął szybko wydobywać się brunatny dym. Zacząłem kaszleć, w głowie mi wręcz wirowało. Przewróciłem się na podłogę i straciłem przytomność…
Otworzyłem oczy z wielkim trudem. Brązowa mgiełka wciąż unosiła się w powietrzu. Widziałem stojącą nade mną postać w żółtym kombinezonie, ale nie mogłem jej rozpoznać, gdyż jej twarz zakrywała maska przeciwgazowa z dwoma filtrami. Dopiero teraz spostrzegłem, że sam mam na głowie podobną aparaturę.
– Jesse! Znów nie wykonywałeś moich poleceń! Mówiłem, żebyś ostrożnie wysypywał czerwony fosfor na patelnię! Mogłeś zabić i siebie, i mnie!
– Co? Gdzie ja jestem? – zapytałem słabym głosem.
– Co ja sobie myślałem, kiedy wybierałem niedouczonego ćpuna i degenerata na partnera w interesach?! – zagrzmiała postać w żółtym kombinezonie, której głos brzmiał zaskakująco znajomo.
– Pomóż mi zdjąć maskę, nie mogę oddychać…
Mężczyzna zrobił krok w moją stronę, ale nagle zaczął przeraźliwie kaszleć, a następnie osunął się na ziemię. Nie miałem nawet chwili, by zastanowić się, dlaczego znajduję się na pustkowiu z dala od wszelkich oznak cywilizacji, oprócz stojącego nieopodal starego kampera. Uporałem się więc prędko z moją maską i podbiegłem do mojego „partnera
w interesach”. Zdarłem z niego maskę i ujrzałem twarz mężczyzny w średnim wieku, łysego, o obliczu człowieka doświadczonego przez życie. Na nosie miał kwadratowe okulary korekcyjne. Cały czas miałem wrażenie, że go dobrze znam, jednak za nic
w świecie nie mogłem przypomnieć sobie jego imienia.
– Proszę pana! Czy wszystko w porządku?
Nie odpowiedział. Już myślałem, że jest nieprzytomny, kiedy ten nagle zaczął zwolna unosić lewą rękę. Obróciłem się w stronę, którą wskazywał. Nadjeżdżał stamtąd czarny cadillac, z którego wnętrza wydobywała się głośna muzyka. Samochód zatrzymał się obok kampera. Wysiadło z niego trzech mężczyzn: dwóch osiłków i jeden drobniejszy. On właśnie trzymał w ręce pistolet.
– Ha, widzę, że znów macie problemy produkcyjne, ese! Pamiętajcie dla kogo pracujecie! Już drugi tydzień nie dostaję od was czterech funtów!
– Jakich funtów?
– Dios mios, hombre, nie rób ze mnie idioty! Czterech funtów tego błękitnego nieba, które produkuje Heisenberg. A właśnie, co mu się stało? –  mężczyzna wskazał na leżącego człowieka w żółtym kombinezonie, którego nazwał Heisenbergiem. Zaczynałem sobie coś przypominać, ale były to jedynie mgliste obrazy jakby z innego wymiaru.
– Nie wiem…
– NIE WIESZ?! To twój partner!!! Ty tu jesteś tylko od kontaktów z ćpunami skłonnymi oddać nerkę za woreczek waszej mety! To on produkuje to niebieskie złoto!
– O czym pan mówi?
– Zaraz stracę cierpliwość. Nie będziesz robił ze mnie kretyna. Jesteś mi niepotrzebny, nie mam powodu, żeby zostawić cię przy życiu!|
– Spokojnie, przecież ja nic..
– Dość! Tuco nie toleruje nieposłuszeństwa! – rozwścieczony Tuco położył palec na spuście.
– Hej, zaczekaj!
Huk. Świat rozmył mi się w oczach, upadłem na ziemię. Otworzyłem oczy.
– Już odpuść sobie ten kask. Chodź na dół, zaczyna się!
Podniosłem się z podłogi i wyciągnąłem rękę przed siebie. Pudełko zniknęło. Zszedłem nieco zdezorientowany po schodach na dół.
– No jesteś wreszcie! Tyle czekałam – powiedziała moja siostra siedząca na kanapie przed telewizorem.
– Co oglądamy?
– Jak to co? Drugi sezon „Breaking Bad”. Zobaczymy, jak Walter i Jesse rozwiązali spór
z Tuco… Czemu tak pobladłeś? Wszystko w porządku?
– Taaak, to… nic…
Nigdy nikomu nie powiedziałem od pudełku ze strychu. Uznałem to za produkt powstały z substratów, jakim było zmęczenie, serial „Breaking Bad” i nauka chemii. Choć wszystko to było tak realistyczne…