Czasami mam wrażenie, że wokół mnie żyją sami pesymiści. Dlatego żyję w ciągłym strachu, bo boję się, że może tak zwany „dołek”, może mi się przypadkiem udzielić…
Wystarczy chociażby jeden pochmurny dzień, pośród sześciu słonecznych całego tygodnia, aby sprowokować przeciętnego pesymistę do wyrażania jednoznacznych opinii. Zaczynają się od: „nic mi się dzisiaj nie chce”, „taki dzisiaj mam beznadziejny dzień…”, a kończą na melancholijnych i jakże głębokich rozważeniach o życiu i śmierci w postaci kultowego i klasycznego: „wszystko jest bez sensu”. Właśnie w takich momentach, zaczynam współczuć szarym dniom i lewym nogom, pogardzanym i wynarzekanym „z góry na dół”. Jak gdyby deszcz miał nigdy nie padać, słońce nigdy nie świecić zbyt mocno, a lewą nogę można było zostawić w łóżku, żeby przypadkiem nią nie wstać.
Może wielu zaskoczę, ale według mojej teorii nasze samopoczucie nie jest ściśle związane ze zjawiskami meteorologicznymi. Każdy dzień może nieść nam radość i tylko my decydujemy o tym, czy faktycznie tak będzie. Człowiek powinien być szczęśliwy, że żyje i czerpać radość z każdej drobnej rzeczy. Każdy człowiek chce być szczęśliwy, a skoro chce, to powinien do tego szczęścia dążyć. Właśnie taki optymistyczny sposób myślenia jest z pewnością lekarstwem na wszelkie niedole, bo każdy optymista wie, że zrobienie kroku w przód, a potem kroku w tył to nie katastrofa, ale cza-cza.
Komentarze ( )