Ministerstwo Zdrowia od lat próbuje uzdrowić sytuację w polskich szpitalach. Jednak od lat próby te nie przynoszą rezultatu, a jeśli już – to odwrotny do zamierzonego. Rozmawiam z pracownikiem administracji publicznej służby zdrowia.
Polski system ochrony zdrowia znany jest z długich kolejek i przerośniętej biurokracji. Co, według pracownika tego systemu, jest przyczyną takiego stanu rzeczy?
Jednym z lepszych przykładów potwierdzających tę opinię jest system ewidencji kolejek oczekujących. Z danych tam zgromadzonych do Narodowego Funduszu Zdrowia przekazujemy sprawozdania dwa razy w ciągu miesiąca, a od 2015 roku dane te będą przekazywane co 10 dni, co w żaden sposób nie skróci czasu oczekiwania. Z tych informacji NFZ wykorzystuje tylko dane o pacjentach tzw. „pierwszorazowych”, czyli takich, którzy po raz pierwszy chcą skorzystać z porady lekarza specjalisty i tylko oni według NFZ są oczekującymi.
A co z pacjentami, którzy rozpoczęli leczenie, a też skarżą się na długi czas oczekiwana?
Według NFZ nie są to osoby oczekujące, jest to tzw. „kontynuacja leczenia”. Wynikające z takiego założenia statystyki nie wyglądają źle i łatwiej je podać do informacji publicznej. W końcu liczba oczekujących (czytaj: „pierwszorazowych”) jest niewielka.
Czy to jedyna bolączka tego systemu?
Kolejnym przykładem jest wprowadzanie skierowań do poradni dermatologicznej i okulistycznej.
Ale czy celem tego zarządzenia nie jest zmniejszenie kolejek?
Myślę, że ilość pacjentów oczekujących na te porady się nie zmniejszy, a jedynie utrudni im to życie. Chory chcąc udać się do okulisty będzie musiał najpierw odsiedzieć swoje, czekając w tłumie ludzi na wizytę u lekarza rodzinnego, który nie mając odpowiednich preferencji do wyleczenia skomplikowanych schorzeń, stanie przed koniecznością spełnienia biurokratycznego obowiązku i wypisze skierowanie do specjalisty. Po czym pacjent ustawi się w następnej kolejce, tym razem do specjalisty.
Jak pracuje się w tak absurdalnym systemie?
Powiem krótko. Praca jest ciężka. To głównie na nas spada obowiązek informowania pacjenta o wprowadzonych zmianach i wysłuchania jego opinii. Szczególnie osoby starsze źle reagują na obowiązkowe skierowania od 2015 r. Nie rozumieją, dlaczego muszą mieć skierowanie do lekarza specjalisty, u którego leczą się od lat.
Jak ludzie postrzegają pracowników tego systemu?
Pacjenci korzystają z naszych usług nie dla przyjemności, lecz z konieczności ratowania zdrowia. Dobitnie przypominają o opłacanych przez siebie składkach na fundusz zdrowia i nie rozumieją, że my świadczeniodawcy jesteśmy jedynie wykonawcami odgórnych zarządzeń.
Wielu ludzi decyduje się na wizytę w prywatnych gabinetach lekarskich. Nie sądzi Pani, że stają się one alternatywą dla publicznej służby zdrowia?
Jest to alternatywa dla osób zamożnych. W naszym ubożejącym społeczeństwie leczenie pacjenta przewlekle chorego jest zbyt kosztowne, gdyż ponosi on koszty częstych wizyt i badań oraz nie może skorzystać ze zniżki na leki refundowane, które przysługują jedynie pacjentom publicznej służby zdrowia.
Dziękuje za rozmowę.
Komentarze ( )