Nie ma żadnej wątpliwości, że wszyscy uwielbiamy słodkości. Lecz czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jak robi się nasze ukochane ciastka z marmoladą, bądź rurki z kremem? Istnieje osoba, która zna każdy taki przepis jak własną kieszeń. Piotrek ma zaledwie 22 lata, jest kierownikiem w łańcuckiej cukierni „Jagoda” i kocha swój zawód.
Cześć Piotrek. Dzięki, że zgodziłeś się na wywiad. Może opowiesz o swoich początkach w cukiernictwie? Ciocia zawsze opowiadała, że nie lubiłeś jeść, ale słodyczami nigdy nie pogardziłeś (śmiech)
Hej. No tak. Mama zawsze narzekała na to,że jestem wybredny pod względem jedzenia, ale gdybyś dała mi czekoladę czy ciastko, to z pewnością nie odmówiłbym (śmiech).
Czyli jednak to prawda…
No cóż, początki, jak to początki, wiadomo – bywają trudne. Właściwie jeszcze w gimnazjum nie miałem pojęcia, co będę robił w przyszłości. Z resztą w tym wieku raczej nikt tego nie wie. “Obudziłem się” w czerwcu, przypominając sobie, że pasowałoby wybrać jakąś szkołę. Zdecydowałem się pójść do Zespołu Szkół nr 2 im. Tadeusza Rejtana w Rzeszowie, co niestety wiązało się z wczesnym wstawaniem i dojazdami przez kilka lat. W sumie zawsze garnąłem się do kuchni, ale wolałem słodycze niż, moim zdaniem, nudne dania. Tak zaczęła się moja przygoda z cukiernictwem.
A kilka lat później znalazłeś się w „Jagodzie”. Jak to się stało?
Ze szkoły wysyłali nas na praktyki. Pracowałem w Auchan w Krasnem, a także w Jastrzębcu. Tak poznałem pana Andrzeja – właściciela cukierni. Zawsze był ze mnie zadowolony. Dwa lata temu zdecydował, że otworzy cukiernię w Łańcucie. Dostałem pracę,z której jestem bardzo zadowolony. W dodatku mój szef pochodzi z miejscowości, która znajduję się niedaleko mojej, więc razem dojeżdżamy do pracy.
Czyli wszystko jest tak, jak być powinno. Nie zapominajmy o tym, że jesteś nie tylko zwykłym pracownikiem, ale też kierownikiem? Czy dostrzegasz przez to jakąś różnicę w swojej pracy?
Różnica jest i to wielka. Nie ma tak, jak kiedyś, że podchodziłem do szefa i pytałem: “To ma być tak czy nie tak?”, “Dobrze to robię?”, “Co teraz?”. Dzisiaj to moi koledzy i koleżanki kierują do mnie takie pytania. Oczywiście zawsze muszę znać na nie odpowiedź. Kiedy szefa nie ma, bądź zajmuje się fakturami, wszystko jest na mojej głowie, ale nie narzekam.
Może opowiedz teraz, jak wygląda Twój typowy dzień, kiedy idziesz do pracy. I czy jest to ciężka praca?
No cóż, wstaję przed piątą, “ogarniam się”. O piątej przyjeżdża Andrzej i jedziemy do Łańcuta. Około w pół do szóstej drzwi „Jagody” się otwierają. Zabieram się do robienia ciasta. Pół godziny później przychodzi kolega, Krzysiek, który pracuje ze mną na walcownicy. Właściwie to od nas się wszystko zaczyna. Oczywiście dookoła wszyscy szprycują (nadziewają) ciastka różnymi kremami, wykrawają dziurki, pakują do pudełek gotowe produkty. Każdy pracownik jest ważny. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina i gdyby kogoś zabrakło, to nie byłoby już to samo i byłoby znacznie trudniej. Koło południa mamy przerwę. Wszyscy jemy, odpoczywamy i nabieramy energii do dalszej pracy. Około siedemnastej lub osiemnastej kończymy pracę, sprzątamy blaty i podłogi. Na końcu z Krzyśkiem pakujemy pudełka z ciastkami na palety, owijamy i załadowujemy do samochodu. Potem Andrzej zawozi towar do różnych sklepów i wracamy do domu. A jeśli chodzi o to czy jest ciężko, to zależy. Na początku, wiadomo, bardzo bolą nogi i kręgosłup. Nie oszukujmy się, stanie tyle godzin na nogach daje się we znaki. Z resztą sama o tym wiesz, bo przez pewien czas również byłaś naszym pracownikiem (śmiech)
No tak. Bywało ciężko, szczególnie po pracy, kiedy już usiadłam na kanapie (śmiech). Na koniec chciałabym zapytać Cię, jak często pieczesz coś w domu?
Nie jest to zbyt często. Zazwyczaj piekę coś na święta, ale tylko, kiedy mama bardzo mnie o to prosi. Cały dzień mam przed oczami ciastka i po pewnym czasie takiej pracy, człowiek odpuszcza sobie domowe wypieki.
No tak, w sumie nic w tym dziwnego. Bardzo dziękuję Ci za wywiad i życzę samych sukcesów.
Komentarze ( )