Filmów o miłości, gdzie jeden z kochanków umiera na raka, jest już wiele. Reżyser John Boone, ekranizując książkę Johna Greena, miał dość trudne zadanie. Bo jak stworzyć film, aby odróżniał się od innych tego typu produkcji ?
”Gwiazd naszych wina” to historia 17-letniej Hazel Grace Laneaster, która w wieku 13 lat zachorowała na raka tarczycy. Nowotwór rozprzestrzenił się na płuca, doprowadzając do trudności z oddychaniem. Od kilku lat musi ciągnąć za sobą metalową butlę z tlenem. Jak sama twierdzi, jest granatem, który pewnego dnia wybuchnie, niszcząc wszystko dookoła. Codzienność Hazel całkowicie się zmienia, gdy na jednym ze spotkań wsparcia spotyka Gusa, byłego koszykarza z amputowaną nogą. Gus jest osobą obdarzoną niesamowitym poczuciem humoru. Opowieść Greena ze scenariuszem Scotta Neustadteva i Michaela Webera jest może trochę tendencyjna, ale nie aż tak, by widzowie tracili do siebie i twórców szacunek. Oczywiście, miłość umierających jest zazwyczaj pewnym wyciskaczem łez, ale “Gwizd naszych wina” to także słodki film romantyczny z dużą ilością ciepła i humoru. Bohaterowie są tu po prostu ludźmi z nadziejami, obawami, gniewem czy świadomością nieuchronnej śmierci. ”Gwiazd naszych wina” to doskonały przykład tzw. szantażu emocjonalnego, którego jest ostatnimi czasy coraz więcej w kinie. Nie chodzi o konkretne sceny. Wszystko- od napisów początkowych po napisy końcowe- jest zaprogramowane na wyciskanie łez. Jednak film ogląda się bardzo miło. Głównym tematem filmu jest miłość Hazel i Gusa. Sposób ukazania miłości tej dwójki zdecydowanie zachęca do ponownego obejrzenia. Nie choroba jest tutaj bohaterką,tylko uczucie młodych ludzi, ich sercowe dylematy oraz problem z pewnym pisaniem. Film nie jest tylko opowieścią o miłości Hazel i Gusa, lecz także przyjaźni, która może przetrwać wszystko. Prawdziwym przyjacielem zakochanych jest niewidzący Issac. Nastoletni bohaterowie, otoczeni permanentnym cierpieniem w końcu, mogą zrobić coś typowego dla ich szczenięcego wieku- zaplanować absolutną, pozornie niewykonalną, przygodę. Postanawiają odwiedzić mieszkającego w Amsterdamie autora ich ulubionej książki, by dowiedzieć się, jak potoczą się dalsze losy jej bohaterów.
Kolorystyka, scenografia, muzyka- owszem, budują klimat tego filmu, ale to ekipa aktorska oraz scenariusz odpowiadają za łzy na widowni. Polecam film każdemu, który lubi romantyczne ekranizacje i aby zobaczyć, że szczęście to nie tylko pieniądze czy drogi samochód.