O odwadze, niesamowitych miejscach, przygodach oraz pokonywaniu własnych słabości – wywiad z Jerzym Kowalskim, który na co dzień pracuje, a w wolnym czasie czyta książki podróżnicze, wspomina jednak ciągle „wyprawę życia”.
Wiele razy słyszałam o ludziach chcących podjąć wysiłek, ale nie potrafiących znaleźć motywacji. A co zmotywowało Pana do podróży dookoła Polski i to rowerem?
Myślę, że największą motywacją był prezent, który dostałem od ojca. Był to właśnie rower. Dzięki swojemu tacie mogłem coś osiągnąć, mogłem zwiedzić kawał Polski i zobaczyć cudowne miejsca. Chciałem też udowodnić, że wszystko jest możliwe, a marzenia się spełniają.
Wyprawa odbyła się ponad 30 lat temu. Jak wtedy przygotowywano się do podróży?
Trzeba było wziąć ze sobą wiele jedzenia i zrobić spore zapasy. Nie było tylu sklepów, co w dzisiejszych czasach, a jak już jakiś po drodze się trafił to z ogólnie dostępnych rzeczy były tylko chleb i mleko. Trzeba było wziąć ze sobą namiot, śpiwór, najpotrzebniejsze ubrania i butelkę na wodę. Rower obwieszony był plecakami, gdzie tylko się dało.
Ile czasu trwał cały wyjazd?
Nie potrafię sobie dokładnie przypomnieć, ale wydaje mi się, że około miesiąca.
Jaka była trasa?
Zadała Pani trudne pytanie, przecież tyle lat temu ta wyprawa miała miejsce. Hmm… Oficjalny wyjazd był z Przemyśla. Kierowałem się w stronę Bieszczadów. Następnie jechałem wzdłuż południowej granicy. Przejeżdżałem przez Zakopane, Racibórz i Kałków, gdzie odbyłem pierwszy dłuższy postój. Później kierowałem się w stronę Zgorzelca. Następnie jechałem na północ wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry. Byłem także w Cedyni, gdzie odbyła się słynna bitwa. Dotarłem do Szczecina i jechałem wybrzeżem na przykład przez Świnoujście. Kolejny dłuższy postój miałem w Gdyni. Następnie przejeżdżałem przez Żuławy Wiślane i dojechałem na Mazury. Stąd odbiłem na południe i jechałem wzdłuż wschodniej granicy przez Białystok, Puszczę Białowieską, Włodawę, wzdłuż Bugu, a następnie przez Hrubieszów i Horyniec-Zdrój. Stąd było niedaleko do Przemyśla, czyli mojego punktu wyjazdu.
Zwiedził Pan wiele zakątków Polski, przeżył na pewno wiele wspaniałych przygód. Która z nich najbardziej zapadła w Pana pamięć?
Pewnego dnia chciałem zrobić sobie przerwę i znaleźć miejsce na rozłożenie namiotu. Znalazłem jakąś polankę. Zrobiło się ciemno, więc przygotowywałem się do spania. Aż tu nagle słychać bębny, uderzanie chochlami w kotły, dodatkowo jakąś muzykę. Spanikowany szybko się zerwałem, ale ze strachu nie wiedziałem, co mam robić. Myślałem,że może to początek wojny. Okazało się, że to ludzie hałasują, aby odstraszyć dzikie zwierzęta z pól.
A czy widział Pan jakieś dzikie zwierzę z bliska?
Widzieć, nie widziałem, ale pewnej nocy postanowiłem spać pod gołym niebem i nagle usłyszałem, że coś biegnie w moją stronę, a później jakiś ciemny kształt przeskoczył nade mną. Chyba był to jeleń. Moim marzeniem było jednak zobaczenie wilka, nawet podążałem ich śladami, ale niestety nie udało mi się ich spotkać.
Nie bał się Pan jechać samotnie przez taki kawał Polski?
Miałem pewne obawy, najbardziej bałem się o rower, że jak go gdzieś zostawię, to później go nie będzie, ale na szczęście mam go do dziś i nadal zdarza mi się nim jeździć. Dlatego też przed spaniem przywiązywało się sznurkiem rower do palca u nogi. Jednak ludzie wtedy byli inni, można było liczyć na ich pomoc, gdyby coś się stało. Nieraz spałem w ogrodach czy w stodołach. Często nawet byłem zapraszany na posiłki. A teraz hmm… sam bym kogoś obcego nie wpuścił do domu.
Jakie były najtrudniejsze momenty podczas wyjazdu?
Przejeżdżając przez Bory Dolnośląskie piaszczystą leśną drogą musiałem zsiąść z roweru, bo nie dało się jechać normalnie przez te piachy i nawet prowadzić rower było ciężko. W pewnej chwili zacząłem się tak denerwować, że myślałem, że dalej nie dotrę i w pewnym momencie pomyślałem, żeby zawrócić. Inną sytuacją była jazda na południe wzdłuż granicy wschodniej. Wtedy dopadła mnie straszna ulewa, a wcześniej jechałem w samych upałach. Deszcz trwał kilka dni. Jechało się okropnie, ale jakoś znalazłem siłę i skończyłem swoją podróż tak, jak planowałem.
Czy w tamtych latach planował Pan jakieś większe podróże?
Cała ta wyprawa miała też sprawdzić moje siły i kondycję, gdyż chciałem pojechać do Grecji. Trasa, jaką przebyłem to około 3500 km, do Grecji w dwie strony byłoby około 4000 km, czyli niedużo więcej, więc sądzę, że dałbym radę. Niestety nastał stan wojenny i ciężko było się wydostać z kraju, a zapewne ciężej byłoby powrócić.
Dziękuję za rozmowę!
Komentarze ( )