Dzisiaj prezes i dyrektor w dużej firmie, mąż i ojciec dwójki dzieci, facet po czterdziestce. Kiedyś – punkowiec. Przedstawiam Marka Kaczmarka.
Jak i kiedy zaczęła się Twoja przygoda z muzyką punkową?
Gdy poszedłem do technikum, poznałem kolegę, który grał w zespole. Zaprzyjaźniliśmy się, zaprosił mnie do siebie na próbę, tam posłuchałem trochę muzyki i stwierdziłem, że to jest fajne, że to niesie ze sobą jakieś emocje.
Co ci się spodobało najbardziej?
Muzyka była żywiołowa, fajnie sie przy niej bawiło, słowa o czymś mówiły. Gdy w to wchodziłem, to w zasadzie komunizm się już skończył, zaczynało się coś nowego. Oni w tym, co śpiewali, trochę się buntowali przeciwko zastanej rzeczywistości, nie widzieli przyszłości dla siebie. W tym okresie to nawet było na czasie, że tak powiem.
Czy miałeś jakichś kolegów, którzy byli punkami za czasów komunizmu? Czy da się porównać te dwie sytuacje?
Na pewno łatwiej było być punkiem w tym okresie, gdy ja zaczynałem słuchać tej muzyki, ponieważ nie byli tak prześladowani w szkole czy w społeczeństwie. Ludzie byli już trochę przyzwyczajeni do tego ruchu, a w dodatku władza nie tłumiła go, jak za komuny. Wtedy było odwrotnie, bo była na punków nagonka, więc społeczeństwo też na nich krzywo patrzyło.
Czy w muzyce punkowej szczególnie podobały ci się jakieś konkretne nurty?
Raczej czysty punk-rock mi się podobał, bo był najprostszy. To była taka muzyka, którą każdy mógł w garażu czy piwnicy sobie grać. Nie była wymagająca pod względem technicznym.
Które zespoły podobały Ci się najbardziej?
Zacząłem od “Sex Pistols”, “The Clash”, “Ramones”. Z polskich zespołów – “Dezerter”, ”Armia” “Defekt Mózgu”, “Zielone Żabki”, “Sedes” z tego tytułu, że oni grali niedaleko miejsca, gdzie mieszkałem, to tam bywałem na koncertach. Zaczynało się organizować coraz więcej koncertów, to się tam jeździło, a kaset z taką muzyką nie było gdzie kupić. Chodziło już nie tyle o słuchanie muzyki, co o spotkanie z myślącymi podobnie do mnie ludźmi. Zbierała się cała załoga i jechało się do innego miasta na koncert.
Punki często ubierają się w charakterystyczny sposób. Jak to przejawiało się u Ciebie?
Oczywiście glany jakieś, albo “welury” które było łatwiej kupić. To były takie wyższe i zamszowe buty. Spodnie dżinsowe, katana dżinsowa, nie stać mnie było na skórę. Nie wybijałem się jakoś strasznie z tłumu pod względem ubioru. Tak mi się przynajmniej wydaje. Poza tymi spodniami podwiniętymi i glanami oczywiście. Zresztą, nie przykładałem większej wagi do ubioru, w tamtym czasie. No i włosy jakieś nastroszone, czy dredy, czy irokez, czy jakieś tam trochę dłuższe, różnie z nimi było. Różne miałem fryzury. Na pewno niektórzy z moich kolegów wyglądali bardziej pokazowo.
Czy rodzice lub nauczyciele nie mieli nic przeciwko?
Nauczyciele nie, nie miałem nigdy z nimi problemu. Może dlatego, że nie miałem problemu z nauką, nie byłem trudnym uczniem, poza zdarzającymi się wagarami… Rodzice? Rodziców też miałem wyrozumiałych. Pamiętam, jak pierwszy raz przyszli do mnie koledzy z zespołu, w którym grał kumpel z klasy – punki z prawdziwego zdarzenia – skóry, irokezy, glany… Byłem wtedy w domu i słyszę w pewnym momencie mamę, jak mówi: “Marek zamykaj drzwi, bo jacyś chuligani idą do naszej klatki”, mieszkałem wtedy w bloku. Za chwilę – dzwonek do drzwi, patrzę, a to moi koledzy. Zaprosiłem ich, moja mama ich poznała. Przychodzili do mnie dosyć często, ja do nich chodziłem. Po jakimś czasie mama nawet bardzo ich polubiła. Wyglądali tak, jak wyglądali, ale byli miłymi ludźmi, chyba, że ktoś im nadepnął na odcisk.
Z tego, co mi wiadomo, byłeś w Jarocinie, na legendarnym festiwalu. Czy mógłbyś coś opowiedzieć z tego wyjazdu?
To już był schyłek Jarocina, już zaczęła się tam komercja, zaczęła się wpychać telewizja, przez co wybuchały co jakiś czas protesty i obrzucanie zespołów na dużej scenie różnymi rzeczami. Niekoniecznie to, co wybierało jury, podobało się publiczności, ok. 80% to były punki, a 20 metale oraz inni ludzie, którzy przyjechali posłuchać muzyki, czy sie rozerwać bo to było w wakacje. Były tam dwie sceny, jedna mała w amfiteatrze, w parku, a druga na stadionie. Do południa odbywały się koncerty na tej małej, a wieczorem na dużej. Byłem tam dwa albo trzy razy. Tak, jak mówiłem, to była końcówka tamtego Jarocina, lata 91-93. Starsi koledzy, którzy bywali tam w latach 80-tych, mówili, że to była już całkiem inna atmosfera, inaczej to wszystko przebiegało i tamte starsze Jarociny milej wspominali.
Będąc punkiem, trzeba uważać na różne sytuacje, na przykład na skinheadów. Czy miałeś z nimi jakieś problemy?
Kilka razy miałem z nimi nieprzyjemne zdarzenia. Mieszkałem w Lubinie (pod Wrocławiem) to jest miasto, gdzie był dosyć prężnie działający klub piłki nożnej. Wiadomo, że niektórzy kibice piłkarscy utożsamiają się z ruchem skinhead. Przynajmniej lubią tak samo rozrabiać czasami, no i bywało tak, że poganiali mnie tam po mieście. Oprócz tego, gdy się jechało pociągiem do Jarocina, trzeba było się przesiadać we Wrocławiu. Była raz taka sytuacja, gdy wysiedliśmy z pociągu, mieliśmy poczekać godzinę czy półtorej na następny, no i niestety było nas tam tylko trzech czy czterech, a grupa ok. dziesięciu skinheadów pojawiła się na peronie. Trochę się przestraszyliśmy i zaczęliśmy uciekać. Oni zaczęli nas gonić. Na szczęście był z nami kolega, który uczył się i miał rodzinę we Wrocławiu. Tak nas poprowadził, że ich zgubiliśmy.
Co skłoniło Cię do porzucenia tego stylu życia i kiedy to było?
Po technikum przyjechałem do Rzeszowa na studia i poznałem tutaj całkiem inne towarzystwo. To jeszcze nie było zerwanie ze stylem życia punka, bo na studiach tak szybko człowiek nie zmienia, sposobu myślenia, czego dowodem może być to, że ostatecznie nie ukończyłem tych studiów. Było jednak stopniowe odchodzenie od dotychczasowego trybu życia, a gdy się ożeniłem, urodziły się dzieci, to trzeba było myśleć o tym, jak zdobywać pieniążki, żeby utrzymać rodzinę. Trzeba się było trochę przekwalifikować, zmienić swoje poglądy i idee. Ciężko jest powiązać styl życia punków z utrzymaniem rodziny. Bycie punkiem jest bardzo proste, gdy jest się kawalerem.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Komentarze ( )