Większość z nas chodziła kiedyś do przedszkola. Jedni robili to chętnie, inni płakali co rano. Niektórzy pamiętają zabawki, inni kolegów czy wycieczki, ale zapewne każdy pamięta swoją ulubioną panią. O pracy przedszkolanki opowie Jolanta Szubart – długoletnia nauczycielka przedszkola, obecnie dyrektor Muzycznego Przedszkola Publicznego nr 14 w Rzeszowie.
Czy w ciągu lat pracy zauważyła Pani, jak zmieniły się zachowania dzieci?
Jako przedszkolanka pracuję już 32 lata. Przez ten czas zauważyłam, że zachowania dzieci bardzo się zmieniły. Dawniej były one bardziej zamknięte w sobie. Oczywiście były wyjątki, jednak zazwyczaj trzeba było z nich wszystko „wyciągać”: pytać, zadawać zadania, żeby się przełamały. Teraz dzieci są bardziej otwarte, same są chętne do odpowiadania i wykonywania różnych zadań. Dzięki dostępowi do telefonów czy tabletów są bardziej oczytane, obeznane ze światem. Ma to jednak minusy, ponieważ w przedszkolu nie ma takich urządzeń, a dzieci są przyzwyczajone do ciągłego korzystania z nich. Dzieci teraz szybciej się rozwijają, jednak nie na długo mogą „utrzymać” skupienie, nieuważnie słuchają bajek, szybko się rozpraszają i nudzą. Dzieci z bogatych rodzin są przyzwyczajone, że wszystko im wolno. Są one bardziej roszczeniowe, więcej chcą i niestety są bardziej niegrzeczne. Często wynika to z tego, że w domu rodzice nie mają dla nich czasu. Dziecko jest sadzane przed telewizorem lub dostaje telefon czy tablet. Ma wtedy zajęcie, a rodzice nie muszą się nim zajmować. Dziecko często chce się jednak dowartościować i zaistnieć w oczach rodziców. Jest więc niegrzeczne, ponieważ kiedy bardzo przeszkadza, nauczycielki rozmawiają z rodzicami, a oni dopiero wtedy zwracają na nie uwagę.
Czy jest zauważalna różnica między dziećmi z miasta i ze wsi?
Pracuję w mieście, więc raczej nie mam kontaktu z dziećmi ze wsi, ale z opowiadań moich koleżanek, które pracują na wsi, wiem, że taka różnica istnieje. Kiedyś była ona bardziej zauważalna, teraz jednak powoli się zaciera, ponieważ wieś zaczyna przypominać miasto. Dzieci z miasta są jednak bardziej rozpieszczone i niegrzeczne.
Jak zmieniły się zainteresowania dzieci na przestrzeni lat? Czy mimo dostępu do komputerów i tabletów nadal lubią bawić się prostymi zabawkami?
Większość dzieci woli bawić się prostymi zabawkami. Zawsze powtarzam, że im prościej tym lepiej. Najlepsze są dla nich zwykłe, drewniane klocki. Lubią też samochody, w salach są dywany z namalowana ulicą i tak bawiąc się, dzieci mogą spędzić nawet cały dzień.
Jak zmieniły się metody i program nauczania przez lata Pani pracy z dziećmi?
Zanim rozpoczęłam pracę w przedszkolu nr 14, pracowałam w przedszkolu ćwiczeń. Zajęcia, które się tam odbywały, musiały mieć ściśle określony tok. Przyjeżdżali na nie studenci z Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Do takich zajęć pisało się konspekt i musiały być przeprowadzone ściśle według planu. Ponadto, każde z nich musiało zająć określoną ilość czasu. W przedszkolu, w którym pracuję obecnie, metody zmieniały się bardzo często, mniej więcej co trzy lub cztery lata. Dyrektor cały czas starał się wymyślać coś nowego. Podstawę programową trzeba było realizować, ale zawsze usiłowaliśmy robić też coś innego. Staraliśmy się pracować z dziećmi bardziej indywidualnie. Nie zmuszać ich do jednakowych prac plastycznych, nie kazać wszystkim wykonywać tego samego, tylko sprawić, żeby każdy myślał za siebie i tworzył coś indywidualnego. Realizowaliśmy różne projekty. Jednym z nich było podzielenie dzieci na mniejsze grupy tak, aby każda robiła coś innego. Jedni malowali, inni się bawili, a jeszcze inni słuchali bajek. Dawniej, podczas czytania bajki, pokazywało się obrazki, a teraz się tego nie robi, tylko po odsłuchaniu, dziecko samo ma namalować coś z tego opowiadania. Chodzi o to, aby dzieci bardziej rozwijały wyobraźnię i uważniej słuchały.
A co z leżakowaniem? To zwykle niemiłe wspomnienie z przedszkola…
U nas w przedszkolu nie ma leżakowania. Pozbyliśmy się starych leżaków, żeby nie stresować dzieci. Nie przebieramy ich w piżamy. Każdy ma karimatę, swoją poduszkę, kocyk i w taki sposób dzieci odpoczywają.
Jak zmieniły się warunki pracy i jaki to miało wpływ na jej efekty?
Kiedy zaczynałam pracę w przedszkolu nr 23, przedszkolu ćwiczeń, był rok 1986, czasy komunizmu. W salach było mało mebli, na podłogach leżały brzydkie, szare wygładziny, w oknach wisiały długie, grube zasłony i szare firanki. Było kilka stołów ustawionych wzdłuż jednej ze ścian. Było bardzo mało zabawek, leżały one w tzw. segmentach. Sam wygląd sali był przytłaczający. Teraz sale zupełnie inaczej wyglądają. Ściągnęliśmy stare zasłony i firany, wymieniliśmy okna. W salach są kolorowe mebelki, w których każde dziecko ma swoją szufladkę. Jest kilka foteli, kanapa, kolorowy dywan i stoliki, a przede wszystkim dużo więcej zabawek i kąciki: lalek, klocków, z bajkami, kącik plastyczny. Wizualnie sprawia to zupełnie inne wrażenie, przedszkole wygląda bardziej „domowo” i ma to bardzo duży wpływ na dzieci i efekty pracy.
Przyjmuje Pani praktykantki. Jakie jest ich podejście do dzieci?
Oczywiście przyjmuję praktykantki. Ich podejście do dzieci jest bardzo zróżnicowane. Niektóre mają dryg do tego zawodu, niektóre w ogóle go nie mają. Uważam jednak, że większość jest w stanie wypracować podejście do dzieci. Dwa lata temu przyjęłam na praktykę dziewczynę i chodziłam do niej na obserwacje. W ogóle nie dawała sobie rady z dyscypliną. Była świetnie przygotowana na każde zajęcia, jednak nie potrafiła tak zająć dzieci, żeby jej słuchały. Rok później, kiedy potrzebowałam nauczyciela na zastępstwo, zadzwoniłam do niej i kiedy poszłam na obserwację, przeżyłam szok, ponieważ nie spodziewałam się, że tak dobrze będzie sobie radzić. Wypracowała swoją technikę i podejście do dzieci.
Jakie jest przygotowanie praktykantek do zawodu? Jaka jest różnica między tym, czego się uczą, a tym, czego uczyła się Pani?
Ja chodziłam do Studium Nauczycielskiego. Trwało ono dwa lata, a ostatnie pół roku byłam na praktyce. Była podpisana umowa o pracę i była ona płatna. To bardzo dobre przygotowanie do zawodu, który chciałam wykonywać. Po prostu uczyłam się pracować. Musiałam pisać konspekty, a dyrektor co tydzień sprawdzał, czy dobrze wykonuję swoją pracę. Te pół roku to naprawdę była dobra szkoła, która przygotowywała do zawodu. Uważam, że teraz w szkołach jest za dużo teorii, a za mało właśnie takiej praktyki.
Co według Pani można by zmienić w programie nauczania, aby młode osoby lepiej były przygotowane do zawodu?
Uważam, że przede wszystkim trzeba zmienić metody nauczania na wyższych uczelniach. Reforma szkolnictwa obejmuje przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja, a uczelnie wyższe w ogóle się nie zmieniają. Nie wprowadza się tam nowych metod pracy, jest za dużo elementów przestarzałych, które są już nieaktualne. Jest też za dużo teorii – dawniej studium miało pół roku praktyki, a oprócz tego jeszcze były hospitacje w przedszkolach, na które się chodziło, aby prowadzić zajęcia lub pomagać nauczycielkom.
Jak dawniej wyglądało przygotowanie do prowadzenia zajęć?
Dawniej wszystko było robione ręcznie. Pamiętam, jak miałam prowadzić zajęcia czwartego grudnia, na święto górnika. Żeby dobrze się do nich przygotować, musiałam dla każdego dziecka zrobić górniczą czapeczkę z pióropuszem. Wszystkie musiałam sama powycinać i pomalować. Dawniej nie było komputerów z kolorowymi drukarkami. Wszystkie rysunki trzeba było robić własnoręcznie. Do każdego opowiadania trzeba było namalować własne ilustracje, do każdego teatrzyku zrobić kukiełki czy pacynki, do wszystkiego sama musiałam zrobić pomoce. Pamiętam, jak chodziłam do biblioteki i szukałam w książkach odpowiednich obrazków. Musiałam przerysowywać je na kartki, żeby mieć później do pokazywania podczas czytania bajki.
Czy teraz dzieci mogą przynosić do przedszkola swoje zabawki?
U maluchów pozwalamy przynosić jedną przytulankę, ponieważ trudno jest im się rozstać z rodzicami. Jednak starsze dzieci mogą przynosić swoje zabawki tylko raz w tygodniu, w piątek. Wtedy każdy może mieć za sobą jedną rzecz, ale sam musi o nią zadbać, co uczy odpowiedzialności. Był taki okres, że dzieci codziennie przynosiły nawet po kilka zabawek, ale w takim zamieszaniu szybko się psuły lub gubiły, a potem rodzice mieli pretensje do nauczycielek, że jakaś droga zabawka się zepsuła. Więc pozwalamy przynosić zabawki tylko raz w tygodniu.
Co należy robić, kiedy dziecko nie chce rozstać się z rodzicami?
Aktualnie realizujemy program „Ważniak”, o bezstresowej adaptacji dziecka do przedszkola. Zakłada on, że szybkie rozstania z rodzicami są wskazane. Jeśli rodzic będzie przesiadywać z dzieckiem godzinę przed salą, to ono będzie tyle czasu płakać. Więc jeżeli od razu wejdzie do sali, to szybciej zapomni i się zaaklimatyzuje. Najgorzej jest u maluchów, trzylatków, ponieważ małe dzieci niechętnie rozstają się z rodzicami.
Co Pani uważa za swoje największe osiągnięcie w zawodzie?
Jako nauczyciel kilka razy zostałam wyróżniona nagrodą dyrektora. Cztery lata temu dostałam Nagrodę Prezydenta Miasta Rzeszowa za całokształt mojej pracy z dziećmi. Jednak myślę, że moim największym osiągnięciem jest satysfakcja z pracy. Cieszę się, że dobrze wybrałam swój zawód. Czasami spotykam swoich – dorosłych już – wychowanków i kiedy mówią mi, że bardzo dobrze wspominają czasy przedszkola lub kiedy sami przyprowadzają do nas swoje dzieci, to czuję, że moja praca ma sens i dobry wpływ na wychowanie kolejnych pokoleń. Uważam, że jest to największą nagrodą za lata pracy.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Komentarze ( )