socialmedia862133_1920.jpg
https://pixabay.com/geralt

Zapewne dla nikogo nie jest niczym niezwykłym to, że świat nieustannie porusza się naprzód. Nie mam tu na myśli ciągłego krążenia Ziemi wokół Słońca czy obracania się jej wokół własnej osi. Cywilizacja ludzka rozwija się, postępuje i doskonali niemal w każdym aspekcie naszego współczesnego życia. Mimo, iż czasem wraca do wcześniejszych rozwiązań, zawsze je doszlifowuje, w efekcie czego powstaje jednak nowe. I słusznie, gdyż jak powiedział Johann Wolfgang Goethe Kto się nie rozwija, ten się cofa. Zastanawiałabym się jednak czy potęp równa się zamianie na korzyść. Lope de Vega powiedział co prawda: Postęp to znaczy lepsze, a nie tylko nowe, skonfrontowałabym jednak jego zdanie z mocnym pytaniem retorycznym Stanisława Jerzego Leca: “Czy jeżeli ludożerca je nożem i widelcem – to postęp”? W tym momencie otwiera się szerokie pole do dyskusji.

W kwestii rzeczy materialnych jestem skłonna przypisać je temu, co postępowi się zdecydowanie udało. Niewyobrażalnie szybko następujący rozwój medycyny i badań biologicznych przyczynił się do zaklasyfikowania wielu chorób jako uleczalne, a co za tym idzie – zwiększenia średniej długości życia. Współczesne maszyny technologiczne, które znalazły zastosowanie w budownictwie, transporcie, informatyce niepodważalnie zwiększyły komfort, bezpieczeństwo i poziom życia wielu ludzi. Globalizacja pozwala obecnie być – przynajmniej w wymiarze wirtualnym – w każdym miejscu na świecie i kontaktować się z każdą osobą, a mass-media z łatwością niewymagającą od nas wysiłku dostarczają informacji i bezboleśnie ukulturalniają.

Powyższe argumenty mogę podkreślić grubą kreską i przejść do sedna. Jak progres kształtował uczucia? Takie wartości jak przyjaźń, miłość, zazdrość, smutek, które rozwijają się i bytują w ludzkiej podświadomości, psychice – tam, gdzie – przynajmniej pozornie –  nie sięgają szpony materializmu. Myślę, że najlepszym sposobem zobrazowania tego procesu będzie kontrast.

Na podstawie obserwacji otoczenia, mogę śmiało powiedzieć, że od jakiegoś czasu nastała moda na towarzystwo. Co to w praktyce oznacza? Oznacza to, że dobrze jest mieć wielu znajomych, tudzież odważnie rzecz nazywając – przyjaciół. Tendencja wzrostu liczby znajomych na portalach społecznościowych już chyba nikogo nie dziwi i choć rośnie świadomość „przyjaźni” bez pokrycia, nie widać znaczącego regresu zjawiska. Co w takim razie z relacjami na żywo? Mimo, iż większą część naszego czasu zabierają znajomości i konwersacje internetowe, od czasu do czasu trzeba wyjść z domu i spojrzeć komuś w oczy. Nie chcę tutaj generalizować, gdyż na pewno zdarzają się wyjątki od reguły, ale większość relacji międzyludzkich przypomina mi prowadzenie gry, której stawką jest coś drogocennego. Boję się użyć tutaj określenia „przyjaźń”, bo czy chłodna więź oparta na wyzyskaniu drugiej osoby poprzez nieszczerość może być przyjaźnią we właściwym tego słowa znaczeniu? Władysław Grzeszczyk powiedział: Gdzie się kończy szczerość, tam na pewno zaczyna się samotność.

Miłość zawsze była uczuciem trudnym, kontrowersyjnym, najgłębszym. Mogła być nieodwzajemniona, niewyznana albo szczęśliwa. Już przed naszą erą znano to uczcie, o czym świadczą słowa Arystotelesa Choć miłość jest jak pszczoła, która żądli, to przecież jakże wiele daje ona miodu. Często prowadziła do śmierci jednego z kochanków lub obojga, jak w przypadku Romea i Julii. W poprzednich wiekach wiele mogło stanąć na drodze zakochanej parze, jak na przykład urodzenie, wykształcenie, majątek czy wiek, w związku z czym małżeństwa często były zawierane ze względów politycznych lub materialnych. Dziś możemy się cieszyć dużo większą wolnością w tym zakresie, jednak czy aby tego nie nadużywamy, a może tylko chwilowo zapominamy, że Miłość nie jest skarbem, który się posiadło, lecz obustronnym zobowiązaniem, jak powiedział Antoni de Saint-Exupery. Czy to, że zmieniamy partnerów jak rękawiczki dodaje nam powagi lub dumy? Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Tak samo jak wypisywania w Internecie na swoim profilu każdego szczegółu naszego miłosnego życia, przy którym nie brakuje wymownych ikonek. Szczęście, jakie powoduje miłość do drugiej osoby, może faktycznie powodować chęć dzielenia się nim, ale naprawdę aż na taką skalę – skalę ogólnoświatową?

Podsumowując, jako że z natury jestem humanistą i zdecydowanie stawiam wartości duchowe nad materialnymi, w tym wypadku muszę zanegować pozytywny wpływ postępu cywilizacji na ludzkie uczucia. Pragnę zaznaczyć, chociaż wolałabym, aby to było nieprawdą, że wszystkie wyżej przytaczane zachowania – w moim odczuciu nieprawidłowe – mogą wynikać z nieświadomości ludzi, którzy tak postępują. Nie chcę jednak wierzyć, by już na samym początku XXI wieku świat był tak mocno znieczulony na prawdę. Nie zapominam oczywiście o korzyściach, jakie wypłynęły z postępu, jednak wolałabym się ich wyrzec i zostać żoną bogatego magnata w XVI wieku, niż zakochać się udawaną miłością facebookowej rzeczywistości. A ponieważ nie mam żadnego wpływu na przestrzeń czasową, pozostaje mi żyć miłością niewyznaną…