oro.jpg

Ludzie bardzo szybko przyzwyczajają się do pewnych warunków otoczenia. Nawet jeśli nie jest im dobrze w ich środowisku, nie oczekują od życia więcej, gdyż myślą, że nie zasługują, pozornie im to niepotrzebne lub po prostu boją się wyjść do ludzi. Wolą siedzieć w pustych pokojach, samemu w nic się nie angażując, bo „to się może źle skończyć”, „znowu ktoś lub coś zrani urażoną już wiele razy, biedną duszyczkę”. „Samotność jest perfekcją”, jak napisała w scenariuszu do przedstawienia „Rozmowa z sumieniem” Patrycja Sidło. Fakty są jednak inne: samotność to po prostu skutek uboczny tego, że nasz świat nie jest perfekcyjny. To właśnie ta prawda stanowiła motyw przewodni powieści „Oro” autorstwa dramatopisarki Dany Łukasińskiej oraz aktorki Olgi Sawickiej (razem działają pod pseudonimem Marcel A. Marcel).

Główną bohaterką tej książki o mało mówiącym tytule, jest trzynastoletnia Lena – bardzo samotna i doświadczona przez życie dziewczyna z domu dziecka, która, co prawda otoczona przez przyjaznych ludzi, chcących tylko jej dobra, odczuwa smutek, przygnębienie i, co najgorsze, OBOJĘTNOŚĆ. Ta OBOJĘTNOŚĆ nie pozwala jej normalnie funkcjonować w społeczeństwie, jednakże w końcu zjawia się ktoś, a raczej kilkoro takich „ktosiów”, wychodzących z siebie po to, by przywrócić Lenę światu – zwariowana rodzinka, składająca się z, delikatnie mówiąc, ekscentrycznych osobowości.
Nowi rodzice Leny oraz ich adoptowane dzieci, z których każde ma specyficzną historię, nawyki i zachowania, są wybawieniem dla pogrążonej w depresji dziewczyny, nieznającej miłości i ciepła domowego ogniska. W domu tej wesołej (lub nie) gromadki zaczyna ona dostrzegać coś więcej poza własnymi problemami, w czym pomaga jej postać wymieniona w tytule – Oro, chłopak z szafy – wrażliwy na ludzkie kłopoty, smutek i ból (nie tyko ten fizyczny). Rodzina powoli oswaja Lenę i pomaga jej, jak to zostało ujęte w powieści „wyjść z futerału”.
Kiedy kupiłam tę książkę, miałam świadomość, że cieszy się ona bardzo dobrą opinią wśród innych czytelników, ale byłam raczej sceptycznie nastawiona. Nie przypuszczałam, iż w trakcie lektury aż tak mnie ona zaskoczy, i to naprawdę bardzo pozytywnie. Niezwykle nacechowana emocjonalnie powieść, jaką jest „Oro”, pozwoliła mi po części zrozumieć, jak trudno odzyskać zaufanie do ludzi, gdy się już raz je utraci, oraz jak długo trzeba czekać, by zniechęcony do egzystowania w społeczeństwie, samotny człowiek, uwierzył, że może wrócić do życia – z kimś bliskim, kto nigdy go nie zawiedzie i nie pozwoli na ponowne zamknięcie się w klatce swoich, często wyimaginowanych, problemów.
Ale nie zapominajmy – wiara w ludzi, jak wszystko, ma swoje dobre i złe strony. Nie można, że tak się wyrażę, przeginać w żadną stronę, bo kiedy zaufamy zbyt mocno, pojawia się naiwność – najgorsza cecha, którą może posiadać człowiek w pewnych sytuacjach. Ludzie naiwni wierzą we wszystkich ludzi – nie ma znaczenia, ile razy inni ich zranią, oni i tak im wybaczą, gdyż zauważają tylko rzekomą zmianę w zachowaniu rzeczonych „innych”, która jest chwilowa, ulotna, tylko na pokaz.
Wniosek? Są naiwniacy, ludzie – pasożyty, którzy ich wykorzystują, a także istoty samotności, kompletnie „wyprane” z jakiejkolwiek wiary w ludzkość i jej uczciwość. Wszystkie trzy typy postaci pojawiają się w książce, co bardzo urozmaica akcję i pozwala zobaczyć świat z kompletnie różnych punktów widzenia. Lekki (chociaż wcale nie delikatny!), chwilami BAAAARDZO dobitny język powieści, usprawnia lekturę, a także wywołuje skrajne emocje – łzy lub śmiech. Chwilami czytelnik musi przetrwać niezwykle realistyczne opisy uczuć (nie zawsze pozytywnych) postaci, jednak nie przeszkadza to w niczym, ze względu na wspomniany wcześniej dynamizm tegoż dzieła literatury współczesnej.