Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych oferuje zdobycie wiedzy, a także przygotowanie do zawodu. Właśnie w takiej placówce pani Magda studiowała filologię angielską. Całą swoją wiedzę postanowiła przekazać innym. Tak rozpoczęła się jej przygoda z zawodem nauczyciela.
Skąd pomysł na studiowanie właśnie tego kierunku?
Nigdy nie czułam się ani humanistą, ani „ścisłowcem”. Owszem, lubiłam czytać książki i była to dla mnie świetna rozrywka, ale przytłaczała mnie historia, a raczej jej obszerność, więc studia polonistyczne nie wchodziły w grę. O wiele gorzej radziłam sobie z przedmiotami ścisłymi, zwłaszcza chemią i fizyką. Nie mówiąc o tym, że moje nauczycielki skutecznie mnie do nich zraziły. Jedyną opcją został język obcy.
Mogła się Pani podjąć innego zawodu. Dlaczego więc nauczyciel?
Będąc trochę bardziej naiwną i mniej dojrzałą, myślałam, że wstawianie jedynek będzie świetną rozrywką. Chciałam znaleźć się po drugiej stronie, być tą osobą, która wymaga, a nie tą, od której się wymaga. Kusiły mnie też dwa miesiące wakacji i wolne weekendy, które później okazały się nie być tak do końca wolnymi.
Dlaczego akurat język angielski?
Gdy rozpoczynałam studia, nie miałam takiego wyboru, jaki dziś ma młodzież. Mogłam nauczyć się języka rosyjskiego, niemieckiego lub angielskiego. W szkole średniej najlepiej radziłam sobie właśnie z tym ostatnim, dlatego postanowiłam się w niego zagłębić.
W jakiej szkole pani uczyła?
Zawsze chciałam pracować z młodymi ludźmi, dlatego wybrałam liceum.
A z dziećmi?
Nigdy nie przepadałam za hałasem, więc wrzeszczące dzieci biegające po korytarzach nie wzbudzały mojej sympatii. Chciałam móc pracować z ludźmi bardziej dojrzałymi, którzy są już w stanie kształtować swój tok myślenia.
Jakie ma Pani zasady?
Nie akceptuję żadnych form ściągania. Przechadzam się po klasie, aby nikogo nie kusiło sięgnięcie po „pomoc naukową”. Przedmiot, którego uczę, w dzisiejszych czasach stał się niemal podstawą. Każda rozmowa kwalifikacyjna w większej korporacji, która oferuje swoje usługi za granicą, odbywa się w obcym języku. Staram się poświęcić moim uczniom tyle uwagi, ile potrzebują, aby iść naprzód. Każdego staram się traktować równo, mimo wielokrotnych prób „podlizania się” przez nich.
Wygląda na to, że na Pani lekcji panuje surowa dyscyplina?
To prawda. Uważam, że uczniowie powinni słuchać, dzięki temu więcej zapamiętają. Jednak czasem dobrze jest opowiedzieć sobie żart, czy po prostu z czegoś się razem pośmiać.
Czy stosuje Pani jakieś nowatorskie sposoby nauki?
Staram się być oryginalna, aby uczniowie się zaangażowali. Czasem zadaję w ramach pracy domowej obejrzenie odcinka amerykańskiego serialu, czy filmu. Później o nim dyskutujemy, oczywiście po angielsku. Wielką popularnością cieszą się ćwiczenia polegające na wstawieniu odpowiedniego słowa, w brakujące miejsce w tekście piosenki po jej odsłuchaniu.
Czy coś Panią rozczarowało?
Wielokrotnie żałowałam, że uczę młode osoby, które mają potencjał, ale się marnują. Nie chciało im się uczyć, nie zależało im na ocenach. Czasem mnie to wręcz irytowało, jednak nie mogłam nikogo zmuszać, aby zaczął troszczyć się o swoją przyszłość.
Co sprawia, że odczuwa Pani satysfakcję z wykonywanego zawodu?
We wrześniu, gdy wchodzę do klasy, mam szansę spotkania wielu ambitnych osób, które wiedzą, czego chcą. Bardzo cenię sobie zaangażowanie, nie tylko w stosunku do przedmiotu, którego uczę. Największą satysfakcję sprawia mi obserwacja rozwoju danego ucznia. U każdego inaczej to wygląda i przebiega w innym tempie.
Ostatnie, najważniejsze jednak, pytanie. Czy uważa Pani, że osiągnęła sukces zawodowy?
Oczywiście, nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Dla wielu mogę być „tą wredną jędzą”, która dużo wymaga, zadaje wiele prac domowych, ale wierzę, że ma to wpływ na wiedzę moich uczniów.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Pani dalszego spełnienia w swoim zawodzie. Dziękuję za wywiad.
Komentarze ( )