Do filmu „Mad Max: Na drodze gniewu” podszedłem, oczekując dobrej zabawy. Nie spodziewałem po tym obrazie skomplikowanego czy ambitnego scenariusza, ani popisów aktorskich. Dostałem rozrywkę prostą, ale stojąca na najwyższym możliwym poziomie.
Fabuła koncentruje się na ucieczce Imperatorki Furiosa – podwładnej Immortal Joe, tyrana posiadającego monopol na wodę, który pod swoimi rządami uciska zwykłych ludzi. W ramach sprzeciwu wobec jego postępowania ta wykrada jego nałożnice. Rozwścieczony lord Cytadeli mobilizuje swoją małą armię i rusza w pościg. Do grupy uciekinierów dołącza tytułowy bohater.
Film nie jest bogaty fabularnie, od razu wrzuca nas w zdegenerowany świat pełen chciwości, pozbawiony zasad, w którym przetrwać może tylko i wyłącznie silniejszy. Ludzie odrzucili uczucia, kierując się głównie odruchami. O bohaterach filmu nie wiemy właściwie nic. Dopiero wraz rozwojem akcji poznajemy ich cechy, zamiary czy to, jakimi motywacjami się kierują. Taki zabieg jest genialny, przełamuje stereotyp podawania informacji „na siłę”, czy tego chcemy, czy nie. Podobnie jest ze światem przedstawionym – nie jest podane więcej niż być musi. Dzieło to nie jest „odgrzewanym kotletem” twórców liczących na sukces tylko i wyłącznie na podstawie marki, którą wyrobił prequel nakręcony kilkanaście lat temu. Film ten przełamuje schematy, nie jest sztampowy czy nakręcony w nudnej już hollywodzkiej konwencji.
Aktorstwo stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Prym wiedzie tutaj fenomenalna Charlize Theron w roli Imperatorki Furiosa, Tom Hardy jako Max gra przekonująco, jednak muszę przyznać, że w tym przypadku nie miał okazji pokazać swojego kunsztu aktorskiego. Postacie drugoplanowe również są zagrane bardzo dobrze. Zarówno scenarzyści, jak i reżyser, postanowili wykonać dość ryzykowne zagranie, ograniczając tytułowego bohatera do roli drugorzędnej. Wywołało to dość duże kontrowersje, zwłaszcza wśród zagorzałych fanów całego cyklu, jednak ja oceniam ten manewr bardzo pozytywnie, ponieważ wprowadził coś nowego w stosunku do poprzednich części, jednocześnie nie umniejszając w żadnym stopniu rangi protagonisty serii.
Największym plusem filmu jest strona techniczna. Maszyny pędzące po pustkowiach robią ogromne wrażenie swoim rozmachem i pomysłowością. Charakterystyka bohaterów czy ich stroje zostały wykonane z pieczołowitością i bardzo dobrze widać to na ekranie, przemycone są w nich również nawiązania do poprzednich części, co wielu osobom może bardzo się spodobać. Obraz ten trzeba po prostu obejrzeć na dużym ekranie. Eksplozje nakręcone w zwolnionym tempie, monumentalne obrazy pustyni tworzą genialny spektakl, który chce się oglądać niekoniecznie w domowym zaciszu.
O filmie tym mogę mówić w samych superlatywach. Zaryzykuję stwierdzenie, że to najlepszy film, jaki oglądałem w 2015 roku. Przekonuje, wciąga od samego początku, oferując rozrywkę na światowym poziomie.