Dwa miesiąc temu wypadał pierwszy września. Jeszcze trzy miesiące wstecz – szósty sierpnia. Obie te daty, zaznaczyły się na kartach historii poprzez krew, strach, ból, cierpienie… Mowa tu o rozpoczęciu pierwszej wojny światowej i o ataku atomowym na Hiroszimę.
Wszyscy wiemy aż za dobrze, że druga wojna światowa jest owocem niemieckiego faszyzmu. Utrwala się tę wiedzę na lekcjach historii, apelach, uroczystościach. I do dzisiaj, Niemcy są często postrzegani jako naziści. Ciągle wypomina się im, że to ich kraj był w ówczesnych czasach agresorem, pomimo że wydarzyło się to ponad siedemdziesiąt lat temu, a obecni mieszkańcy Niemiec nie mają z tym nic wspólnego.
Bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę zabiła ponad dwieście tysięcy ludzi. Kolejne kilkaset tysięcy zmarło w wyniku chorób popromiennych. A liczbę osób, które umierają na raka w różnych postaciach do dziś, szacuje się w milionach. Dosyć duże liczby prawda? Kto był odpowiedzialny za to masowe ludobójstwo? Czy sprawcami były wojska Hitlera? Czy może jakaś organizacja terrorystyczna? Odpowiedź brzmi: nie, to nie oni. Zrobiły to Stany Zjednoczone Ameryki. Ale czy wypomina się USA tą zbrodnię, tak jak Niemcom wypomina się obozy koncentracyjne? Amerykan obwinia się za śmierć tych ludzi? Raczej rzadko. Dlaczego tak jest?
Spuszczając „Little Boy’a” na dwa japońskie miasta, Ameryka „wygrała” wojnę. Wygrała, siejąc terror i spustoszenie. A nikt nie rozlicza zwycięzców, nikt ich nie ocenia. Nie patrzy się, czy było to słuszne. Wygrali, to wygrali. Nie mam na myśli tego, byśmy teraz zaczęli im to wypominać dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chodzi mi o to, byśmy o tym pamiętali. I byśmy byli sprawiedliwi. Postrzeganie całego narodu jako zabójców na podstawie grzechów poprzednich pokoleń jest złe. Ci ludzie nie mają nic wspólnego z przodkami, więc dlaczego wina ma spadać na nich?
Zastanawia mnie, jak można w ogóle mówić o wygranej w przypadku wojny, kiedy już samo doprowadzenie do niej jest porażką. Sukcesem jest rozwiązanie konfliktu tak, by nikt nie musiał ginąć, za przywódców państw, którzy się pokłócili. Chodzi mi również o hipokryzję Stanów Zjednoczonych. Są krajem, który tyle mówi o pokoju, o wolności, a to właśnie oni najczęściej mieszają się do spraw innych państw. Przykładem może ty być konflikt w Syrii czy Afganistanie. Amerykanie walcząc o jedno ludzki życie, bez wyrzutów sumienia niszczą drugie. I gdzie tu logika?
Wojny będą cały czas, bo cały czas przynoszą zyski. Przemysł zbrojeniowy napędza to zabójcze koło fortuny. Liczbę zabitych ludzi przelicza się na zarobione pieniądze. Zdobyta ropa naftowa jest ważniejsza, niż istnienie tysięcy jednostek. Czy powinno tak być? Dlaczego dobra materialne zostały wystawione na piedestał, spychając ludzkie życie na dalszy plan? W nieustającym wyścigu szczurów do posiadania majątku, gubimy ważne wartości. Wyrwijmy się z tego szaleńczego biegu i zatrzymajmy w miejscu. Rozejrzyjmy się dookoła, zobaczmy o czym zapomnieliśmy, co stratowaliśmy biegnąc za tłumem. I razem, spróbujmy to naprawić.
Komentarze ( )