Film w reżyserii Jaume Collet–Serra pod tytułem „Sierota” opowiada historię pewnej amerykańskiej rodziny. Państwo Collemanowie mają dwójkę dzieci – Max i Daniela. Jeszcze nie do końca uporali się ze stratą nowonarodzonego trzeciego dziecka, ale już postanowili zaadoptować uroczą dziewczynkę z pobliskiego sierocińca.
Ich wybór pada na śliczną Esther. Dziewczynka od razu zauroczyła ich swoją elokwencją, wyjątkową dojrzałością oraz licznymi talentami. Esther szybko zaskarbia sobie zaufanie małej, głuchoniemej Max, ale nie dogaduje się z synem Collemanów. Chłopiec jest zdystansowany i jako pierwszy zaczyna podejrzewać, że z nową siostrą jest coś nie tak. Rodzice na początku są zadowoleni ze swojego wyboru, lecz oczekiwania młodego małżeństwa na spokojne, ułożone życie z nowym członkiem rodziny, szybko przerodziły się w koszmar. Esther od pierwszego dnia zaczyna przejawiać swoje psychopatyczne oblicze. Widz z początku może pomyśleć, że tytułowa bohaterka jest opętana lub po prostu ma „inny” charakter. Reżyser jednak nie pokusił się o tak banalny temat filmu, lecz wyszedł poza typowe ramy gatunku i wymyślił oryginalną fabułę, której zakończenie zaskoczy niemalże każdego odbiorcę.
Akcja toczy się w wartkim tempie, ale każdorazowe działanie Esther wzbudza w widzu pewnego rodzaju oburzenie lub rozśmiesza swoim żartobliwym. aczkolwiek makabrycznym przekazem. Kamerzyści też zrobili się spisali. Stopniowanie napięcia, kadrowanie oraz specyficzna praca kamerą stworzyły bardzo ciekawy nastrój, co skutkowało zniecierpliwieniem widza i oczekiwaniem na moment kulminacyjny. Dużą rolę odegrał również wybór odpowiednich aktorów. Najwięcej uwagi przykuwa Izabelle Fuhrman – odtwórczyni głównej roli. Aktorka musiała zagrać bardzo specyficzną rolę, ale poradziła sobie po mistrzowsku, od początku do końca ciekawie tworząc postać niezrównoważonej dziewczynki.
Myślę, że film jest godny polecenia oraz warty poświęcania mu czasu. Jego zakończenie zaszokuje, a fabuła nie pozwoli nawet na minutę nudy.