Płyta „Reign in Blood” Slayera to dzieło absolutnie kanoniczne w ramach muzyki metalowej. Niecałe pół godziny czystej wściekłości trwale zapisało się w historii tego gatunku. Nie bez powodu niedługo po premierze, brytyjski magazyn muzyczny „Kerrang” ochrzcił go mianem najcięższego metalowego albumu wszechczasów.
Slayer to formacja powstała w Kalifornii w 81. roku. Od początków swego istnienia grupa skupiała się na graniu thrash metalu. Jest to podgatunek ciężkiego brzmienia charakteryzujący się szybkim tempem i agresywnością. W nurcie tym wyróżnia się tak zwaną „Wielką Czwórkę” – Metallicę, Megadeath, Anthrax i właśnie Slayera, uważanego za najmocniejszego w tym zestawie.
„Reign in Blood” wydano w roku 1986 dzięki wytwórni DefJam Records. Krążek otwiera „Angel of Death”. Jest to najdłuższa i najbardziej kontrowersyjna piosenka na płycie. Tekst zainspirowany jest postacią Josefa Mengele, nazistowskiego zbrodniarza wojennego (prowadzącego w Auschwitz bestialskie eksperymenty medyczne). Od pierwszych sekund utworu słychać gniewnie pędzące riffy autorstwa Jeffa Hannemana, przez które przebija się krzyk wokalisty, Toma Aray’i. Następnie piosenka nieco zwalnia, by potem znów wybuchnąć przy okazji solówki Kerrego Kinga poprowadzonej wraz z Jeffem. Jest to zdecydowanie najlepszy utwór na płycie, a także jeden z najlepszych, jakie dane mi było usłyszeć. Majstersztyk.
Cały album jest niezwykle bogaty w chwytliwe, mocne, a także niezwykle agresywne riffy. Jest to przejaw niebywałego talentu, nieżyjącego już gitarzysty, Jeffa Hannemana. Doskonale korespondują z pracą perkusji, za którą zasiadł Dave Lombardo. Częste zmiany tempa, piekielnie szybkie gitary, krzykliwy wokal, wszystko ze sobą współgra, tworząc armię, która nie bierze jeńców. Zwłaszcza na koncertach.
Płytę wieńczy „Raining Blood”, gdzie spośród strug deszczu rozbrzmiewa wwiercający się w głowę riff zaczynając rytmiczne partie gitar, które zmierzają ku burzy reszty utworu i chaotycznej kakofonii końca. Jest to wprost wybuchowe zakończenie.
Nie bez kozery album uznaje się za jeden z najważniejszych i najlepszych w historii metalu. Jest wprost niesamowity. Jedyną drobną wadą może być monotonia wkradająca się przy kilkukrotnym odsłuchu, jednak to zupełnie nie przeszkadza w odbiorze. Z pewnością jest to dzieło ponadczasowe.
Komentarze ( )