Bez tytułu.png
fot. Ania Węgrzyn

Wspaniała kobieta, nauczycielka wychowania fizycznego, matka dwójki dzieci. Przedstawiam Panią Marię Szostek-Łątkę. Pracuje w Szkole Podstawowej im. Armii Krajowej nr 2 w Budach Łańcuckich. Porozmawiam z nią o tym, jaka była jej droga do osiągnięcia wymarzonego celu.

Jak to się stało, że Pani pracuje akurat w tym zawodzie?

Jestem nauczycielem, ponieważ zawsze chciałam nim być. Ta praca to nie przypadek, ale spełnienie moich marzeń i pragnień. Nie każdy ma takie szczęście, dlatego staram się wykonywać swój zawód jak najlepiej potrafię.

Czy kiedykolwiek zdarzało się Pani narzekać na swoją pracę?

Bywały takie chwile. Było trudno, ale zawsze wiedziałam, że może być gorzej. I może właśnie dlatego podchodziłam trochę inaczej do tego problemu.

Kim chciała Pani zostać w dzieciństwie i jak Pani dążyła do tego celu?

Moja kariera nauczycielska rozpoczęła się już w latach dziecięcych. Do tej pory pamiętam pierwsze zabawy z koleżanką. Bawiłyśmy się właśnie, w szkołę. Raz ja byłam nauczycielką, raz ona. Miałyśmy nawet własne dzienniki i tablice. To była nasza ulubiona zabawa. Tak się akurat złożyło, że właśnie ta moja koleżanka, tak samo jak ja, została “panią od tablicy i kredy”. Mogę więc powiedzieć, że od najmłodszych lat miałam sprecyzowane plany na przyszłość, które udało mi się zrealizować.

Jak rodzice reagowali na Pani marzenia? Wspierali Panią, czy bardziej odradzali realizację decyzji?

To, kim teraz jestem, w dużym stopniu zawdzięczam swojej mamie. To ona wierzyła we mnie, czasami nawet bardziej niż ja w siebie. Zawsze mogłam na nią liczyć. Była też moją podporą, która umacniała we mnie wiarę, że marzenia mogą się spełniać. Sytuacja materialna mojej rodziny nie była najlepsza. Kiedy zdałam maturę, w pewnym momencie chciałam zakończyć edukację, żeby nie obciążać rodziny finansowo. I właśnie w tym momencie moja mama powiedziała, żebym się nie poddawała, że pieniądze jakoś się znajdzie, żebym nie rezygnowała z moich marzeń. W końcu posłuchałam jej i podjęłam studia. Było dość trudno. Czasami musiałyśmy się zapożyczać, ale teraz z perspektywy czasu, wiem, że było warto.

Jak Pani wspomina swoje lata studenckie?

Bardzo, bardzo miło. Mimo, że nie mieszkałam w akademiku i codziennie musiałam dojeżdżać do Rzeszowa 40 parę kilometrów, to i tak bardzo przyjemnie wspominam ten czas. Miałam nawet okazję wyjechać do Moskwy na cztery miesiące.

Słyszałem, że Pani studiowała też filologię rosyjską. Dlaczego akurat w tej dziedzinie nie kształci Pani dzieci?

Kiedy zaczynałam studia na kierunku filologia rosyjska, nikt nie przypuszczał, że w ciągu kilku lat język rosyjski zniknie ze szkół. Więc, kończąc studia, nie mogłam znaleźć pracy. Powiem szczerze, że ta sytuacja była dla mnie dość trudna, może najtrudniejsza w życiu. Jednak niedługo później postanowiłam zrobić dyplom wychowania fizycznego. I jak na razie to właśnie dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem.

Mogłaby Pani przekazać coś studentom, którzy teraz podjęli naukę? Co mogłoby dodać im otuchy, wsparcia?

Warto realizować swoje marzenia, pragnienia, a przede wszystkim nie należy poddawać się w chwilach trudu, zdarzeniach kryzysowych. Nie ma sytuacji bez wyjścia! Trzeba wierzyć w siebie, swoje możliwości. Dobrze by też było mieć przy sobie w takich trudnych chwilach jakąś bliską osobę, na którą zawsze można liczyć.

Studiuje Pani też prowadzenie nauki z dziećmi niepełnosprawnymi. Jak Pani do nich podchodzi w edukacji? Jest trudno?

Kończę studia podyplomowe z oligofrenopedagogiki, więc to dopiero mój początek. Praca z dziećmi niepełnosprawnymi umysłowo wymaga przygotowania, pełnego zaangażowania, cierpliwości, lecz najważniejsze jest to, by uczyć je z sercem. One w każdej chwili potrafią wyczuć nasze nastawienie. Stworzenie pozytywnej atmosfery w pracy z nimi jest, moim zdaniem, jednym z podstawowych warunków dobrej i efektywnej kariery zawodowej. Na pewno jest to praca trudna i – jak już wcześniej wspomniałam – wymaga dużo cierpliwości. Nie ma tu takich efektów, że z dnia na dzień dzieci zrozumieją wszystko, co mówiło im się wcześniej.

Jak Pani dogaduje się z podopiecznymi?

Staram się stworzyć pozytywną, ciepłą, sympatyczną atmosferę, by dzieci mogły się otworzyć. Chodzi o to, by poczuły, że nie jestem ich wrogiem, lecz przyjacielem, osobą, do której mogą się zwrócić ze swoimi problemami, kłopotami.

A jak łączy Pani swoje życie rodzicielskie z pracą nauczycielską? Trudno jest pogodzić te dwa aspekty życia?

Staram się nie przenosić szkoły do domu i na odwrót. Jest to bardzo trudne, szczególnie, gdy zaczyna się swoją karierę, ale z biegiem lat można się wszystkiego nauczyć. Myślę, że dotyczy to nie tylko zawodu nauczyciela, lecz także każdego innego. A tak na marginesie, w domu jestem tylko mamą – najzwyklejszą na świecie mamą.

Widzę, że jest Pani zaangażowaną osobą. Znajduje czasami Pani chwile dla siebie? Kiedy zwykle nadarza się taka okazja?

Powiem szczerze, że takich chwil nie jest zbyt wiele. Praca, rodzina, obowiązki – to wszystko trzeba codziennie jakoś ,,ogarnąć” i czasami jest dość trudno. Gdy znajduję taką okazję, zwykle jest to koło godziny dwudziestej drugiej, lubię obejrzeć ciekawy film lub poczytać dobrą książkę.

Czuje się Pani osobą spełnioną, kobietą, której do szczęścia niewiele brakuje?

Czuję się szczęśliwa, dlatego, że mam rodzinę, pracę, jesteśmy zdrowi. Myślę, że jest to najważniejsze w życiu. Patrząc na dzisiejszy świat, widzimy tyle zła, cierpienia, wojen, łez, więc chyba nie wypada narzekać, szukać ,,dziury w całym”, gdyż niektórzy ludzie mają o wiele większe problemy niż my.

Jaki jest według Pani dobry sposób  na osiągnięcie sukcesu?

Według mnie, każdy ma swój sposób na osiągnięcie sukcesu. Dla mnie jest to wiara we własne możliwości oraz możliwości innych osób, dążenie do celu, pewność, że to, co się robi, jest pożyteczne. Ważną cechą u człowieka, który chce osiągnąć sukces jest też pokora, bo bez niej, wątpię by jakikolwiek człowiek zdołał efektywnie rozwijać swoją karierę zawodową.

Bardzo dziękuję Pani za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w karierze zawodowej i życiu rodzinnym!