59021.jpg

Ludzie sto lat temu, tak jak my dzisiaj, potrzebowali wypoczynku. Jednak warunki wcale temu nie sprzyjały, na czele z luksusową podróżą wagonami III klasy. Jak wyglądała owa podróż i czy pobyt choć trochę ją rekompensował?

Zanim udacie się na wakacje, wyruszmy w jeszcze jedną podróż. Nie chodzi o podróż zwykłą, lecz o wędrówkę w czasie. Przenieśmy się więc do lat 20. XX wieku, czyli niemal 100 lat temu. Jak wyglądały wakacje bez parawanów, GPS-a i łopatek do piasku?

Na początku zeszłego stulecia mniej zamożny obywatel – „wakacjonista”, chcąc nie chcąc, musiał skierować się na dworzec kolejowy, ponieważ w tamtych czasach samochody nie były jeszcze powszechnie dostępne, wynajmowane dorożki przekraczały założenia i tak już mocno ograniczonego budżetu podróżnika. Dokąd przeciętny urlopowicz mógł się skierować? Na przykład do Nałęczowa lub Ciechocinka, gdzie na spragnionych atrakcji turystów czekały uzdrowiska i baseny zdrowotne. Kto jednak chciał przeżyć prawdziwą przygodę wakacyjną i zobaczyć polskie góry, musiał udać się najpierw oczywiście… za granicę – do Krakowa, skąd można było kontynuować podróż do Zakopanego, Krynicy i innych rozwijających się wiosek, liczących na zjazd turystów.

Niezwykle emocjonujące oczekiwanie w dworcowej poczekalni (oddzielna dla klasy I, II i III) przerywał specjalny pracownik kolei, który – posługując się wyłącznie dzwonkiem i donośnym głosem – obwieszczał ludziom dobrą nowinę – nadchodzący pociąg. Kiedy wreszcie podróż się rozpoczęła, a konduktorzy zaczynali swoją obowiązkową partyjkę w brydża, szarym “podróżniakom” pozostawało jedynie odwrócić głowę i rozkoszować się widokiem zza okna oraz zaciekle śledzić ruchy lin telegraficznych biegnących wzdłuż torów.

Nagle emocjonującą podróż przerywał postój na stacji. Na wielu takich podrzędnych stacyjkach można było zjeść sprzedawane na tamtejszym peronie strucle, wiśnie, czereśnie lub napić się świeżej wody ze studni, a nawet – w czasie dłuższej przerwy – posilić się obiadem w dworcowej restauracji. Wreszcie, po „niezwykle szybkiej i wygodnej” podróży, dotarliśmy na wymarzone miejsce wypoczynku, gdzie czas mijał szybko, czemu sprzyjała też obecność alkoholu.

Pobyt umilały również liczne koncerty i aktywny wypoczynek – w przypadku niektórych, partyjka brydża, a inni musieli się zadowolić pływaniem w rzece czy romantycznymi spacerami po plaży.

Nie wszyscy mogli sobie pozwolić na tak luksusowe eskapady. Można było oczywiście przebywać w pobliskich parkach, gdzie często przygrywały orkiestry wojskowe, a dla ochłody do dyspozycji była woda sodowa, sprzedawana w charakterystycznej “budce”,  która niejednemu faktycznie uderzała do głowy.

Jak widzimy, wakacje 100 lat temu wcale nie tak bardzo różniły się od dzisiejszych. Być może dawniej istniały inne rozrywki i atrakcje, jednakże przyczyna wyjazdów jest stale taka sama – chęć ucieczki od codzienności i obowiązków.

 

*Źródło zdjęcia: bbfan.pl/bielszczanie-spedzali-wakacje-100-temu/