fot. archiwum policji w Łańcucie + LOGO.jpg
fot. archiwum policji w Łańcucie

Elektryczność nas otacza. Człowiek zżył się z nią i nie wyobraża sobie bez niej przyszłości. Parę godzin bez prądu elektrycznego doprowadza nas – młodzież, do szału. W tej pogoni za dzisiejszym światem niestety każdy zapomina o innych, którzy nadal borykają się z problemem braku instalacji elektrycznych…

Niedaleko mojego domu, który znajduje się w Wysokiej koło Łańcuta, mieszkał pewien starszy pan. Nigdy nie zwracałam na niego większej uwagi, był mi obojętny, czasami powiedziałam „dzień dobry”, lecz był to tylko nic nieznaczący gest życzliwości.

Był rok 2010. 29 kwietnia siedziałam z rodziną przy śniadaniu, wspominając tegoroczne święta wielkanocne. Mieliśmy świetny humor. Już od dawna tak dobrze nie dogadywałam się z rodzicami. Nagle przybiegła sąsiadka. Była przerażona i krzyczała, że pali się dom. Natychmiast pobiegliśmy za nią.

Gdy dotarliśmy na miejsce, do domu mężczyzny, o którym wcześniej wspominałam, była tam już straż pożarna. Chcąc dotrzeć jak najbliżej, aby ułatwić sobie gaszenie pożaru, wóz lokalnej straży ugrzązł w błocie. Wiele siły stracili strażacy, próbując uwolnić pana Stanisława. W tym czasie zgromadziło się już w pobliżu domu bardzo wiele osób. Nikt jednak nie odważył się wejść i sprawdzić czy staruszek jest w środku. Dom stanął w jeszcze większych płomieniach. Widok był straszny. Drewniany dach ledwo trzymał się na kilku belkach. Łudziliśmy się, że może mężczyzna wyszedł gdzieś, może poszedł na spacer, przecież tak bardzo lubił wiosenne poranki, ćwierkające ptaki, które dopiero niedawno wróciły z cieplejszych krajów. Strażacy przeciągali węże z wodą przez trawy. Nim rozpoczęli gaszenie budynku, tylna część domu była już doszczętnie spalona.

W ciągu kilku minut przyjechała straż z sąsiednich miejscowości. Powoli gaszono płomienie, bojąc się, że mogą rozprzestrzenić się, jeśli za mocno „uderzy się” wodą. Chciałam podejść do strażaków i ponaglić ich. W końcu jeden z nich wszedł do środka, wyniósł mężczyznę, tak kruchego, jak nigdy dotąd. Nie żył, wszyscy to wiedzieliśmy, nikt nie musiał tego mówić. Jak się okazało, przyczyną pożaru była świeczka, którą oświetlany był ten dom, musiała się przewrócić, gdy mężczyzna się zdrzemnął. Nagle zrobiło mi się bardzo przykro z powodu bliskiego sąsiada. Myślałam o niewinnym starszym panu, który chciał poczytać rano, pewnie przy śniadaniu.

To wydarzenie odbiło się szerokim echem w naszej okolicy. Wszyscy mówili o zaistniałej sytuacji. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że mogliśmy pomóc mężczyźnie, jednak każdy był obojętny na jego biedę, mimo iż mieszkaliśmy zaledwie kilka metrów od niego. Po tym wydarzeniu ludzie wyraźnie zaczęli zwracać większą uwagę na potrzeby innych. Coś tknęło nasze serca, dzięki czemu staraliśmy się pomagać na różne sposoby. Od tego czasu wielu mieszkańców ma potrzebę działalności charytatywnej, między innymi wspierając Ośrodek Rewalidacyjno-Wychowawczy „Caritas” w Wysokiej.

Praca przygotowana na XVI Wielkopolski Konkurs Dziennikarski – “Wydarzenie, które wstrząsnęło moja miejscowością” – organizowany przez Klub Dziennikarski TeXT działający w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1 w Poznaniu (pismotext.manifo.com).