W ostatnim czasie, postanowiłam obejrzeć film, który polecali mi znajomi. Jest to „Gwiezdny pył” wyreżyserowany przez Matthew Vaughn’a z gatunku fantastyczno–przygodowego. Byłam pewna, że ten film spełni moje oczekiwania, jednak tak się nie stało…
Opowiada on historię chłopaka Dunstana (Ben Barnes), który aby zaimponować dziewczynie, postanawia wyruszyć w podróż, by przynieść jej spadającą gwiazdę. W czasie swej wyprawy, spotyka wiedźmy, piratów i inne postacie.
Aktorzy, którzy grali poszczególne role, nie stanęli na wysokości zadania. Choć sam pomysł na fabułę nie był zły, to jednak przestawienie bohaterów było okropne. Wiedząc, że „Gwiezdny pył” został stworzony przez Matthew Vaughn’a, którego „X-Men: Pierwsza klasa” oraz „Kick-Ass” były niezwykłe, zdziwiłam się, że tym razem reżyser mnie nie zachwycił . Gra poszczególnych aktorów i ich wygląd sprawiały, że wiele z postaci w ogóle nie pasowała do reszty filmu. Na przykład grająca Yvaine – Claire Danes, którą bardzo lubię (świetne role w „Romeo i Julia”, „Troje do pary” czy „Wieczór”), w tej odsłonie w ogóle się nie odnalazła. Również Michelle Pfeiffer, grająca jedną z wiedźm, rozczarowała mnie. Jej wygląd i postać, którą otrzymała sprawiły, że stała się wiedźmą ciemności i braku odpowiednich predyspozycji aktorskich. Główny bohater, choć na początku mi się nie podobał, jakoś mnie przekonał do tej roli, chociaż nie było łatwo.
Poza tym, prawie wszystko było dla mnie słabe i bez wyrazu. Poszczególne sceny i rozwój akcji nie współgrały ze sobą i nie tworzyły jedności. Choć większość moich przyjaciół i znajomych chwali ten obraz, dla mnie był totalnym banałem. Liczyłam na więcej magii i „gwiezdnego pyłu”. Cóż, nie każdy film to arcydzieło. Nie polecam go, mimo że prawdopodobnie większości może się spodobać, w moim przypadku tak nie jest. Uważam, że „Gwiezdny pył” powinien nosić nazwę „Mroczny pył” – powinien się chować w mroku i nie pojawiać na powierzchni.