Moje pierwsze skojarzenie ze słowem pasja? Muzyka. A znam prawdziwego pasjonata tej dziedziny. Michał Maczuga nie tylko ma bogate muzyczne doświadczenia, ale również chętnie dzieli się nimi podczas lekcji gry na instrumentach dla dzieci i młodzieży.
Skąd Pańskie zamiłowanie do muzyki?
Tata podpowiedział mi szkołę muzyczną. Jako dziecko lubiłem słuchać muzyki, wyobrażać sobie, że jestem sławnym instrumentalistą grającym koncerty dla tłumów, dyrygentem kierującym orkiestrą. Szczerze mówiąc, nie wiadomo, skąd się to wzięło, ale tak mi zostało!
Czy podchodzi Pan do muzyki nadal z takim samym entuzjazmem jak kiedyś? Jak zmieniło się Pańskie nastawienie?
Już takiego entuzjazmu niestety nie posiadam. Apogeum miało miejsce, gdy byłem w Twoim wieku i dopiero założyłem zespół, wtedy fascynacja była największa. Teraz może aż takiej nie mam, aczkolwiek nie czuję, żeby coś mnie opuściło, bo teraz rozumiem muzykę jeszcze lepiej niż kiedyś.
Uważa Pan, że zawód muzyka jest dobrym wyborem? Gdyby Pan mógł, zmieniłby Pan swoją decyzję?
Zawód muzyka może nie być idealnym wyborem, przez ryzyko. Jest mnóstwo utalentowanych muzyków, którym po prostu nie udało się wybić. Teraz już nie chodzi o to, by być najlepszym, a o to, być mieć pomysł na siebie i wykreować się tak, by spodobało się to odbiorcom. Nawet w biznesie jest taka zasada, by nie lokować inwestycji w stu procentach w jednym miejscu. Tutaj też nie możemy z góry założyć, że będziemy muzykami i to nam wyjdzie, warto mieć plan B, czy nawet C, więc to dość niebezpieczny zawód, jeśli ktoś się chce z niego utrzymywać. Mam znajomych, którzy są doskonałymi instrumentalistami oraz wokalistami i z takimi umiejętnościami mogliby koncertować na najwyższym poziomie na całym świecie – a jednak cieszą się, gdy uda im się zagrać w jakiejś małej knajpce za niewielkie pieniądze.
Dlaczego tak jest?
Teraz już nie muzyk szuka miejsca, a miejsce szuka muzyka. Myślę jednak, że mimo to, nie zmieniłbym decyzji. Było dość trudno, szczególnie gdy skończyłem studia. Mogłem uczyć w szkołach, ale wiedziałem, że to nie dla mnie. To takie zajęcia, na które dzieciaki chodzą z przymusu. Zaś do mnie przychodzą osoby, które chcą się uczyć. Bo naprawdę, dzieci chcą się rozwijać. Gdy dostałem propozycję zorganizowania zajęć muzycznych w GOKiCz-u w Białobrzegach, byłem mile zaskoczony, widząc, ile jest chętnych na takie lekcje.
Jakie były Pana początki z nauką gry? Spodziewał się Pan, że to będzie praca, czy nadal traktuje to Pan jako hobby?
W wieku 8 lat poszedłem do Towarzystwa Muzycznego w Łańcucie, do szkoły muzycznej uczęszczałem 6 lat. Czy spodziewałem się? Może jakiś czas później, gdy był już koniec liceum, ze znajomym stworzyłem zespół rockowy, do którego dołączyły kolejne osoby. Wstępnie nazywaliśmy się „Red Sky”, ale to nie było to, ostatecznie występowaliśmy pod nazwą „Red Eyes”. Mogliśmy razem grać, ale czy myślałem, że będzie to moja praca.. Bardziej może forma oderwania od rzeczywistości, chociaż z tyłu głowy siedziała myśl, że być może udałoby się zrobić to tak, by kiedyś granie w zespole było naszym pomysłem na życie. Im dłużej graliśmy, koncertowaliśmy, tym bardziej zauważaliśmy, że to może być coś więcej niż tylko granie dla siebie, zaczęliśmy kłaść nacisk na profesjonalizm. Udało nam się wygrać parę przeglądów, a nawet nagrać kilka kompozycji. Jakość nie była idealna, bo woleliśmy poświęcić nasze fundusze na sprzęt. Teraz są większe możliwości, więc pewnie udałoby się to zrobić lepiej.
Jak rozwinęła się działalność zespołu?
Niestety, później zespół rozpadł się i nasze drogi się rozeszły. Wtedy zacząłem studia na Uniwersytecie Rzeszowskim, na kierunku edukacja artystyczna. Im dłużej studiowałem, tym więcej miałem pomysłów na to, jak mogę wykorzystać zdobytą wiedzę i umiejętności pod kątem pracy. Gdy zabrnąłem już tak daleko, nie było sensu, aby zmieniać fach.
Jak ocenia Pan pracę z młodzieżą, dziećmi?
Jest to fascynujące doświadczenie, ponieważ każdy jest inny, wyjątkowy, ma pewne mocniejsze i słabsze strony. Im osoba starsza, tym jest jej łatwiej zrozumieć i przyswoić pewne rzeczy. Trzeba patrzeć indywidualnie na ludzi podczas nauki, ponieważ należy wyróżnić charakter osoby, jej umiejętności oraz to, jak pracuje. Osoby starsze mają konkretny cel w tym, że chcą się uczyć, młodsi zaś najczęściej przychodzą dlatego, że „rodzice wysłali” albo przeżywają chwilową fascynację… Taki start ma też swoje plusy, bo im człowiek wcześniej zacznie przygodę z muzyką, tym lepiej.
Pamięta Pan swój pierwszy grany utwór? A może taki, który sprawił Panu mnóstwo trudności?
Nie, nie, jeśli jest dobry nauczyciel to nie popełni takiego błędu, żeby dać trudny utwór komuś, kto nie jest na niego jeszcze gotowy. Trudność powinno się stopniować, by uczeń nie miał problemu z poznawaniem coraz to nowych utworów, więc.. nie, nie pamiętam. Może później, gdy grało się bardziej skomplikowane utwory i pewne rzeczy trzeba było dopracować. Na zajęciach tutaj, gdy odbywają się raz w tygodniu, jeden utwór zajmuje dwa, trzy tygodnie, zaś na studiach robiło się dwa większe numery na cały semestr, czyli pięć miesięcy pracy nad jednym utworem.
Jakiej muzyki Pan słucha? Jest ona adekwatna do tej, którą gra?
Ostatnio nie słucham jej zbyt wiele. Od małego miałem kontakt z muzyką, od klasyki po jazz, więc czasem potrzebuję odpocząć od dźwięków. Jednak gdy już słucham czegoś, są to utwory od muzyki rockowej po metal, wszelkie odmiany jazzu, muzyka filmowa czy nawet soundtracki z gier. Ale nadal potrafię wrócić do klasycznych utworów, mimo iż w szkole byłem przez ten gatunek otaczany. Trudno go zrozumieć, jednak gdy się to w końcu uda, zaczyna się doceniać ten typ muzyki.
Tworzy Pan swoje utwory?
Wcześniej dużo tworzyłem, szczególnie w liceum i na studiach, teraz mam mniej czasu na taką przyjemność. Co do tekstów, pisałem je wraz z układaniem muzyki. Aktualnie leżą gdzieś schowane, czekają na swój moment. Teraz zająłem się pracą, uczeniem ludzi, przekazywaniem swojej wiedzy i umiejętności. To, co aktualnie robię, będzie moim głównym zajęciem, ale nie na stałe. Na pewno wrócę do tego, co kiedyś tworzyłem. Prędzej czy później to wydobędę, może będę robić coś dalej w tym kierunku.
Czy uważa Pan, że ważne jest mieć w życiu pasję?
Jasne, że tak! To najważniejsze, żeby mieć pasję. A jeszcze lepiej, jeżeli uda się ją połączyć z życiem prywatnym czy nawet zawodowym – to już w ogóle idealnie. Ja jestem szczęśliwy, że mogę robić to, co lubię, w pracy. Może samo uczenie po parę czy nawet paręnaście godzin dziennie potrafi wyczerpać, jednak robienie tego, co się kocha na pewno przychodzi łatwiej. Doszedłem do wniosku, że gdybym nawet wygrał mnóstwo pieniędzy i nie musiałbym się martwić o nic materialnego, to i tak przeznaczyłbym dzień na naukę ludzi, bo brakowałoby mi tego.
Dziękuję za rozmowę! Mam nadzieję, że będziemy kiedyś mieć okazję usłyszeć Pańskie utwory!