Sobotni wieczór. Paskudna pogoda za oknem. Chcę przynajmniej na chwilę się zrelaksować i odpocząć. Włączam komputer, szukam serialu i znajduję. Sugerując się tytułem, myślę, że to serial dla dzieci. Pooglądam, pośmieję się. Jednak po pierwszym odcinku, chcę obejrzeć kolejny. Moje przewidywania okazały się błędne.
Serial ,,Dawno, dawno temu” trwa właściwie ,,w nieskończoność”. Liczy w sumie 5 sezonów (1 sezon = 22 odcinki), z czego jeden odcinek trwa ok. 40 minut. Po takich informacjach, każdy przyzwoity widz pomyśli sobie, że ten serial to kolejna telenowela, w której robienie zwykłej herbaty trwa przynajmniej 5 odcinków. Tak zwykle jest, ale nie tu. Oto recenzja pierwszego sezonu.
Główną bohaterką jest 28-letnia kobieta o imieniu Emma. Nie ma rodziny. Jest samotna. W dniu swoich urodzin, gdy zdmuchuje świeczkę na babeczce, ktoś puka do drzwi. Okazuje się, że to jej syn, Henry, którego dawno temu oddała do adopcji. Kobieta postanawia odwieźć chłopca do domu. W samochodzie Henry mówi swojej matce, że w miasteczku w którym mieszka- Storybrooke – zostały uwięzione postacie z bajek, ale nie pamiętają, kim są, ponieważ została na nie rzucona klątwa. Zły czar może złamać tylko ona, ponieważ jest córką Śnieżki i księcia Jamesa. Emma nie wierzy w to, co mówi chłopiec, jednak postanawia zostać tam kilka dni. Od tej pory zaczynają się dziać różne, dziwne rzeczy.
Każdy odcinek przedstawia inne adaptacje znanych opowieści. Wątki tradycyjnych baśni są jednak pomieszane, więc nie jest dziwnym faktem, że Pinokio zna córkę Śnieżki, a Rumpelsztyk ma romans z Bellą. Pierwowzory baśni też uległy zmianie i to czyni je ciekawszymi. Kto na przykład wyobrażał sobie Czerwonego Kapturka jako Wilka albo młodzieńcze losy Reginy – Złej Królowej? Co prawda, brzmi to trochę dziecinnie, jednak fabuła jest bardzo interesująca i ciekawa. Widać, że twórcy się postarali, ponieważ scenariusz naprawdę nie nudzi, a wręcz przeciwnie, motywuje do dalszego poznania losów bohaterów. Na pewno nie zawiodą nas ciekawe zwroty akcji oraz humor, który też tu jest uwzględniony.
Najmocniejszą stroną serialu są aktorzy. Jennifer Morrison, która wciela się w postać Emmy, wypada znakomicie. Doskonale odzwierciedla postać kobiety, która jest samotna i ma zrujnowaną przeszłość, ale stara się to ukryć przy pomocy twardej osobowości. Jej mimika i gra aktorska są wybitne. To samo można powiedzieć o Lanie Parilli, która wciela się w postać burmistrza, adopcyjnej matki Henry’ego oraz złej królowej. Jej gra jest fenomenalna. Ruchy, gestykulacja a doskonale modulowany, adekwatny do postaci, głos uświadamiają, że bez niej odcinki serialu nie byłyby aż tak dobre, jakie są do tej pory. Interesującą postać wykreowała też Meghan Ory. Co prawda, nie gra ona głównej roli, ale w odcinku 15 poznajemy w jej wykonaniu historię jako Czerwonego Kapturka i właśnie wtedy urzeka nas ona swoją grą aktorską. Wspaniałym aktorem jest też Robert Carlyle, który gra postać Pana Golda oraz różne odzwierciedlenia Rumpelsztyka. Jednak, jak to zwykle bywa, w każdym serialu musi być jakaś czarna owca. Tu jest nią Raphael Sbarge. Jego gra jest sztuczna i nudna. Może dlatego odcinek, który opowiadał historię jego postaci, zwyczajnie mnie nudził i denerwował.
Mocną stroną są nie tylko aktorzy, ale także ich ubiór. Kostiumolodzy wspaniale kreują bohaterów, dobierając ich stroje do danej opowieści czy zdarzenia. Ciekawostka: kostium Rumpelsztyka zakłada się i zdejmuje w niecałą godzinę. Trwa to długo, jednak efekty są piorunujące. Składam ogromne gratulacje osobom przygotowującym kostiumy.
Jednak serial ma też swoje drobne wady. Jego najsłabszą stroną są efekty specjalne. Różne zjawiska fantastyczne, które możemy zaobserwować (np. przemiana we wróżkę czy wywołanie ,,Mrocznej Klątwy”) są po prostu komputerowe i sztuczne. Widać gołym okiem, że takie rzeczy były robione bez pomysłu i starań. Może reżyserom zabrakło funduszy? Nie wiem, w każdym razie ta strona wypada najsłabiej. Do gorszych aspektów serialu można też zaliczyć sceny robione na greenscreen’ie. Fakt, nie są najgorsze, lecz ja domagałbym się trochę lepszych efektów w widzianych krajobrazach. Co prawda piękne lasy, zamki i miasteczko są fenomenalnie przedstawione, jednak sceny, w których było trzeba użyć odrobiny ,,magii komputerowej” już na tak wysokim poziomie nie stoją.
Podsumowując, twórcy ,,Dawno dawno temu”, Edward Kitsis i Adam Horowitz, postawili przed sobą nie lada wyzwanie. Połączyli świat baśni ze światem rzeczywistym. Zrobili to znakomicie. Cała opowieść, bohaterowie, fabuła, stroje, scenografia stoją na bardzo wysokim poziomie. Jedyne, co mógłbym zarzucić, to kiepskie efekty specjalne oraz niektóre sceny z udziałem ,,zielonego ekranu” jednak nawet one nie skreślają tak dobrego serialu. Jest on jak najbardziej udany i dorównuje produkcjom takim jak ,,Gra o tron” czy ,,LOST: Zagubieni”. Gratuluję produkcji i niecierpliwie czekam na kolejny sezon.