The Special One (ang. Wyjątkowy) lub jak kto woli, Jose Mourinho, to bez wątpienia jeden z najlepszych lub – jak inni (w tym i ja) twierdzą – najlepszy trener piłkarski w historii. Sam Mou mówi o sobie: “Nie jestem najlepszym trenerem na świecie, ale lepszego ode mnie nie ma.” Twardy temperament przeplatany solidną dawką arogancji czyni go osobą, przy której nie przejdziesz obojętnie i nieistotne jest wówczas to, czy jesteś królową Anglii, czy pracujesz w sklepie odzieżowym. Jose to ktoś, kogo się kocha lub nienawidzi.
Start sezonu 2015/2016, wszyscy kibice Chelsea liczą na powtórkę z ubiegłego sezonu, kolejne mistrzostwo Anglii. Rozegranych zostało 5 kolejek, w których The Blues pokazali fantastyczną formę, wygrywając przy tym… raz. Skutek? 16 miejsce w tabeli i 11 punktów straty do lidera rozgrywek – Manchesteru City. Winni? Według pismaków, wszechwiedzących fan(atyk)ów, winny jest tylko jeden – trener. Wszyscy w jednym momencie zapomnieli o poprzednim sezonie, o geniuszu Jose Mourinho. Presja wyników coraz bardziej ciąży na „The Special One”, lecz sam mówi : „Presja? Jaka presja? Presję odczuwają miliony ludzi na świecie, którzy nie mają pieniędzy, by kupić swoim dzieciom jedzenie. To jest presja. Nie w futbolu”.
Co nam, kibicom, pozostaje? Czekać na to, aż zdobywca 16 pucharów naprawi maszynę z poprzedniego sezonu. Aż naprawi i na nowo znajdzie receptę na wygrywanie z najlepszymi. Jest do tego zdolny jak nikt inny, argumentuje to gwiazda Realu Madryt – Cristiano Ronaldo: „On jest po prostu najlepszy. Dla mnie najlepszy oznacza, że w każdej lidze pokazujesz, że jesteś najlepszy. I Mourinho to pokazał”.
Więc skąd chęć zwolnienia „Mou” po 5 nieudanych meczach? Tego chyba nikt nie wie. Wyrzucenie Jose byłoby tak samo sensowne, jak ciągłe kupowanie butów, gdy tylko poprzednie lekko się pobrudzą. Parę gorszych wyników o niczym nie świadczy. Mourinho na pewno nie stracił swojej wyjątkowości. Nadal jest The Special One!