Zazwyczaj, kiedy mówimy o ludziach inspirujących, mamy przed oczami tych dokonujących wielkich przełomowych czynów, które odbiją się echem w historii. Tymczasem mój dzisiejszy rozmówca jest zwyczajnie niezwyczajnym, gdzieniegdzie siwiejącym posiadaczem rogatej duszy i dojrzałego mądrego serca. To jeden z ludzi, którzy nadają kolor mojemu życiu – Michał Naróg, wieloletni wolontariusz Wspólnoty „Perełki” Ruchu „Wiara i Światło” – gromadzącej osoby niepełnosprawne, ich rodziny i przyjaciół.
Skąd w Twoim życiu „Wiara i Światło”?
„Wiara i Światło” to ruch, który zrzesza osoby niepełnosprawne, głównie z niepełnosprawnością intelektualną, zwane „Przyjaciółmi”, ich Rodziny oraz wolontariuszy – w przypadku łańcuckich „Perełek” nazywanych „Paszczakami”. Ci ostatni to w większości ludzie ze szkół średnich. Organizujemy sobie wspólnie czas. Mój brat bliźniak – Aleksander – w wyniku komplikacji po porodzie jest niepełnoprawny. Olo trafił do wspólnoty i ja jako ośmioletni chłopak pojechałem z nim na pierwszy obóz. Szybko zakochałem się w „Perełkach” i zacząłem chodzić na spotkania. Teraz to moja rodzina. Nie ma, żebym nie tęsknił!
A co daje Ci wspólnota?
Trudno powiedzieć, bo to przede wszystkim wartości duchowe. Czuję się potrzebny. Wspólnota daje mi poznać przyjaciół, którzy są najbardziej wartościowymi ludźmi na świecie.
Dlaczego najwartościowszymi?
Mają dobre serca, ducha i są po prostu fajni. Mają takiego specyficznego „powera”, że się po prostu chce z nimi być. Zawsze się można z nimi powygłupiać, porozmawiać.
Ten „power” to zwykle szczyt szczęścia, „bo właśnie wszedł Misiu’’?
Tak, właśnie to daje mnóstwo pozytywnej energii. Wiem, że zawsze na mnie czekają, poza tym w “Perełkach” poznałem bardzo wiele ważnych w moim życiu osób: Pawła, który nauczył mnie nigdy nie przechodzić obojętnie obok starszej pani z zakupami, Księdza Jacka, który pokazał, jak uszczęśliwiać ludzi, nie oczekując nic w zamian i… Żonę (śmiech). Poza tym wspólnota dała mi masę dobrych więzi i szalonych chwil.
Wrócimy na chwilę do wspomnianych wartości duchowych. Nie czarujmy się, jesteś raczej typem “łobuza”, daleko Ci od “stania równiutko w rządku ze złożonymi rączkami”, wiesz o czym mówię?
Wiem, wiem, to że “łobuz” nie znaczy, że wierzyć nie może. Ja wierzę i się nie wstydzę, a łobuz… hm… Jestem żywym człowiekiem i myślę, że w życiu nie chodzi o poprawność czy grzeczność, ale o serce.
Masz 30 lat, jesteś we wspólnocie od dzieciaka. Ludzie przychodzą i odchodzą, a Ty jesteś w stanie poświęcić urlop po to, żeby spędzić czas na wspólnotowym obozie, czemu?
Tak, ale to nic dziwnego. Skoro wspólnota jest dla mnie jak rodzina, to robię wszystko, by w niej być. Przyjaciele dają mi siłę. Wspólnota składa się z około trzydziestu osób, jeśli odejdzie pięć, niebawem pojawia się pięć nowych i nadal mam tę grupę do kochania. Po jakimś czasie ci nowi są tak samo ważni, jak reszta.
Dziękuję za rozmowę. Rób nadal to, co robisz, bądź, jaki jesteś, bo wiele osób na tym bardzo zyskuje!
Komentarze ( )