Paryż to miasto miłości. Miasto, które może połączyć lub rozdzielić na zawsze. Miasto, które oferuje turystom nie tylko wieżę Eiffla, ale i smakowite jedzenie. A co zaoferuje Eve i Jackowi?
Eve Petworth i Jackson Cooper to główni bohaterowie książki ,,Cała nadzieja w Paryżu”, której autorką jest Deborah McKinlay. Nie łączy ich wielka, romantyczna miłość. Nie mieszkają też w Paryżu. Dlaczego więc cała nadzieja w tym mieście? Odpowiedź tylko w
książce. Ona mieszka w Wielkiej Brytanii, a on w USA. Ona jest po rozwodzie, ma córkę, która wychodzi za mąż oraz piękny dom i serce do gotowania. On, podobnie jak ona, jest po rozwodzie i bardzo lubi gotować. Jest również pisarzem. I to właśnie dlatego nawiązują ze sobą kontakt. Eve odzywa się pierwsza i tak zaczyna się ich listowna korespondencja. Czym zakończy się ta znajomość? Czy bohaterowie spotkają się w Paryżu?
Autorka świetnie kreuje swoich bohaterów, i to bez względu na to czy są oni pierwszo czy drugoplanowi. Dostarcza też czytelnikowi wielu interesujących i bogatych opisów. Najciekawsze są te, w których Eve gotuje. Są one tak dokładne, że można by w nich odnaleźć przepis na niejedno, zapewne pyszne, danie.
Jak każdemu, także i tej autorce, zdarzają się drobne potknięcia. Jednym z nich, które zauważyłam też u innych pisarzy, są dialogi. Czytając je, czasami ciężko zrozumieć, kto, co mówi, a zwłaszcza wtedy, kiedy pomiędzy jedną a drugą wypowiedzią pojawia się opis. Myślę, że warto byłoby je bardziej dopracować.
Fabuła książki jest bardzo rozbudowana i nieprzewidywalna. Zakończenie zaskakuje. I to bardzo. Mnie zaskoczyło do tego stopnia, że otwarłam usta ze zdumienia i długo nie mogłam ich zamknąć. Fabuła jest zdecydowanie na piątkę z plusem. Na pochwałę zasługuje również pewien dosyć istotny, moim zdaniem, element opowieści. Akcja książki dzieje się w czasach współczesnych, czyli w dobie Internetu, z którego głowni bohaterowie również korzystają. Ale pomimo to potrafią pielęgnować pisanie tradycyjnych listów. Biorąc pod uwagę, jak wielki dystans dzieli Eve i Jacka, wygodniej byłoby im pisać maile, a mimo to zadają sobie trochę trudu, pisząc listy. Za pomysł wplecenia tego wątku do historii autorka zasługuje na duże brawa.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przeczytam książkę Deborah McKinlay, bo język, którym się posługuje jest naprawdę bardzo dobry. Szczerze polecam. =)
Komentarze ( )