16114768_1537550136274284_1764392109125382638_n.jpg
fot. Michał Schabowski

Wesele to piękny dzień dla pary młodej, a jak wygląda „od zaplecza”? O tym i o pasji, jaką wiąże z kamerą, opowiedział mi Adam Janusz.

Zajmuje się Pan tworzeniem reklam, teledysków i zdjęć w dużej rzeszowskiej firmie, ale zaczynał Pan jako kamerzysta na weselach. Jak wspomina Pan ten okres?

Tak, miałem dość długi epizod, chyba od 2002 roku, przy tworzeniu wideo pamiątki ślubnej, jako „kamerzysta”. Był to wyjątkowy czas, kiedy prawie, co sobotę przebywałem wśród nowo poznanej rodziny i podglądałem jakby „z boku”, jak żyją i jakie są miedzy nimi relacje. Miałem w pewnym stopniu przekrój naszego społeczeństwa.

Wiem, że słowo kamerzysta nie jest odpowiednie…

Poprawnie jest „operator kamery”, ale lubię słowo „kamerzysta” – jest takie nasze, swojskie, nie obrażam się. Jeśli ktoś tak mnie nazywał, a mój film się podobał, to tak, jestem kamerzystą.

Jakie były początki?

Był to okres, który dał mi bardzo dużo doświadczenia przy wielogodzinnej pracy z kamerą. Pierwszy film z wesela zrobiłem dla znajomej. Naprawdę nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Filmy, które wcześniej widziałem były długie i nudne, często z rozchwianym kadrem, bo kamerzysta musiał również „skorzystać” z wesela.

Podobno prawie wszystkie oglądało się, przewijając film…

Tak, ale gdy zacząłem, nagrałem chyba 6 godzin materiału, bo nie wiedziałem, co jest ważne, a co ważniejsze. Zaczynałem, gdy dopiero do sprzedaży wchodziły pierwsze odtwarzacze DVD, wiec film oddawałem w dwóch wersjach – na kasetach VHS i jako nowość, na płytach DVD. Pani zapewne, tak jak dyskietek komputerowych, również filmu z kaset VHS nie widziała :)

Tak, to prawda, ale z pewnością sprawdzę w Internecie.

Gdy zabrałem się za montaż pomyślałem, że nie oddam koleżance takiego materiału i byłem chyba jednym z pierwszych, który oddał film weselny o długości poniżej 3 godzin z ujęciami na tamte czasy dynamicznymi i muzyką, którą młodzi lubili, a utwory były dobrane do poszczególnych momentów całego dnia.

Film się spodobał?

Oczywiście nie byłem pewien czy nowa forma się spodoba. Bardziej się martwiłem, co rodzice powiedzą, bo trzeba było znaleźć złoty środek, gdyż film jest dla całej rodziny. Ale spodobał się. Był taki zwyczaj, że kaseta krążyła po rodzinie i w tym przypadku Państwo Młodzi poprosili mnie, bym dorobił więcej kopii, bo nie wracały lub rodzina pytała czy mogą sobie zachować. Podobno jedni płakali ze wzruszenia, inni, bo zobaczyli się w nietypowej sytuacji.

I szybko pojawiły się zlecenia?

Trochę mnie to zaskoczyło, bo nie myślałem o takiej pracy na stałe. Już pracowałem. Oczywiście zaczęło się od znajomych koleżanki. Co druga sobota była pracująca.

Na pewno zdarzały się bardzo zabawne sytuacje. Czy utkwiło Panu coś w pamięci?

A ile czasu mamy? Haha

Bardzo dużo…

Na każdym weselu na środek sali wjeżdża tort, który jest krojony przez Młodą Parę i rytualnie łyżeczką młodzi się karmią. Jednak jedna para zrobiła troszkę inaczej. Pan Młody chwycił duży kawał ciasta i rozsmarował na twarzy Panny Młodej, która była jedynie przez chwilę zaskoczona i oczywiście zrobiła to samo. Widok min najbliższych – bezcenny. Panna Młoda podczas przysięgi miała napad śmiechu, który nie pozwolił powtórzyć formuły. Kapłan nie wytrzymał mówiąc: „Pan przerwie nagrywanie, a Pani się uspokoi, bo…” W innym przypadku suknia była tak niesforna, że podczas pierwszego tańca przy podniesieniu ręki do obrotu opadła, na szczęście wszyscy podeszli do tego z humorem i Państwo Młodzi dostali długie owacje na stojąco.

Na większości wesel pojawiają się pewne tradycje, zwyczaje i zabawy prawda?

Częstym zwyczajem jest tzw. „wykupywanie” Panny Młodej przez drużbów, ale w jednym przypadku coś poszło nie tak, bo Panna Młoda była przykuta kajdankami do kaloryfera, ale zapomniano, gdzie leży kluczyk. Innym razem podczas wykupu Panny Młodej, tym razem już w lokalu, Pani została zamknięta w toalecie i pod naporem zbyt dużej ilości osób chcących uwolnić niewiastę wyrwano drzwi z futryną. Kiedyś zaś podczas oczepinowych zabaw na hasło zespołu: „a teraz przynosimy męski prawy but”… zostałem bez swojego, ale kamera nagrywała dalej. A po latach okazało się również, że miałem przyjemność pracować razem z obecnym zespołem „Pectus”. To wszystko wesołe, ale zdarzały się również przykre sytuacje…

Opowie mi Pan o nich?

Ksiądz proboszcz nie pozwolił mi nagrywać podczas mszy, młodzi siedząc na środku kościoła byli bezsilni, ale nie poddałem się i nagrywałem z ławki trzymając kamerę na kolanach. W jednym przypadku uszkodziłem kartę pamięci w kamerze, co zauważyłem dopiero po obiedzie w lokalu. Był to ślub pary motocyklistów i ich życzeniem było, bym nagrywał przejazd dużej grupy przyjaciół na motocyklach do kościoła, siedząc na trójkołowcu i właśnie wtedy uderzyłem kamerą w orurowanie. Na szczęście z pomocą przyszli przyjaciele Pary Młodej i zebrali wszystko, co nagrali telefonami. Ale najbardziej utkwił mi w pamięci dzień, w którym ojciec Pana Młodego był przeciwny, by brał ślub. Przygotowania do wyjazdu po Pannę Młodą odbywały się we łzach matki i syna.

To bardzo przykre… A czy pamięta Pan jakieś nietypowe życzenia Młodej Pary?

Było tego dużo, ale raczej drobne i proste do wykonania, np. zrobienie prezentacji zdjęć z dzieciństwa i narzeczeństwa w stylu teledysku zespołu Wet Wet Wet „Love is All Around”, gdy na dużych białych planszach trzymanych przeze mnie i żonę z projektora były wyświetlane zdjęcia. Ale często ciekawsza była oprawa samych wesel, w zależności od tego, co było modne w danym roku. Długie białe limuzyny, z których trudno z gracją wysiąść, palenie gumy przez grupę motocyklistów, pierwsze flary na tortach włączające czujniki dymu, zespoły taneczne latino, wodzirejowie, „bramy” na kładach, traktorach, rozbitych autach, wozach strażackich, fajerwerki, puszczanie lampionów, które nie poleciały, itd.

Do której godziny trwa Pana praca?

Zawsze się mówiło: „Byle do oczepin, a potem już zleci”. Tak naprawdę po zabawie w „Chusteczkę haftowaną” zbierałem sprzęt. Na odchodne dostawałem „szyszkę”, czyli pudełko słodkości i zmęczony, ale szczęśliwy wracałem do domu.

Czy to dobry pomysł na własną firmę?

Polecam każdemu ten rodzaj pracy. Może być dodatkową lub sposobem na własny biznes. Jest dla każdego. Nie trzeba od razu być profesjonalistą znającym i śledzącym trendy w dziedzinie tworzenia filmów. Obecnie, mając już aparat „lustrzankę” z możliwością nagrywania filmów, można nagrać i zmontować ciekawy teledysk z wesela swoich znajomych. A jak się spodoba na pewno będą polecać innym.

Dziękuje bardzo za poświęcony czas.

Dziękuje bardzo.